200% normy w tygodniu, żeby na fizyce w sobotę rano wydolić maksymalnie 50%, a następnie wrócić do domu i nie móc się ogarnąć nawet dziesiątych częściach dziesiątych części jednego procenta.
Chorobo, idź sobie, bo niedługo poniedziałek.
Chyba, że pójdę i spróbuje złapać jakąś anginę. Może jak będę się dusić w nocy to pozwolą mi nie iść do szkoły.
Chętnie bym nie poszła. Chociażby po to żeby uniknąć upokorzenia na matmie (Dzięki pani prof.Jerzy, dzięki pani znienawidziłam całkiem nieniudny i z pewnością mi potrzebny przedmiot)
I fink u freeky and I like you a lot
(dzięki Kah, za tego mózgojeba, teraz nie mogę nucić nic innego)