Dzieje się jedno, wielkie NIC. To się staje nie do zniesienia, ten wieczny deszcz i to NIC.. Wegetuję jak lekko zwiędnięte warzywo. Do tego dochodzi teoria prawa jazdy, która 2 razy w tygodniu robi z mojego mózgu płynną masę. Prawie 3 godziny filmów edukacyjnych usypia mnie dużo skuteczniej niż swego czasu sorka z historii.
A do 17ego w ogóle usycham, skręcam się i spalam, zjada mnie tęsknota za Tobą.
Tymczasem zwijam się tłumaczyć matmę. Będziemy maglować podstawy do znudzenia, do zajechania. Nie jestem dobra w tłumaczniu, jestem zbyt szybka, zbyt chaotyczna. To będzie ciężka droga pod górę aż do końca miesiąca. Co skutecznie obrzydzi mi życie -.-
Wielkie NIC staje się jeszcze większym NIC i nadchodzi wielkimi krokami... Kryzys egzystencjonalny.