Artysta dziergający mi hennę, czyli część pierwsza przygód w Sharmie ;d Jak zwykle tatuaż, jak zwykle nie uwieczniony w obiektywie. Eeh, moje roztrzepanie..
Rozpoczęciu roku. Przyszłam, wyszłam, obojętnie. Nauka nie wzbudza we mnie negatywnych emocji, spotkanie ze znajomymi pozytywnych też nie. Oddziela mnie szyba. Nie, nie mam wyje..ane, nie przestałam nagle wszystkich lubić. Jestem po prostu zawieszona gdzieś między Egiptem Anglią, w zatłoczone myśli wpycha się Lublin i Kluczbork.
Wychodzę na zimny, mokry wiatr otulona warstwą egipskiego kremu i apaszką zamotaną pod szyją. Czuję się jak nowo przybyły imigrant. Tyle rzeczy jest mi tu wrogiem, choć znam je i jestem przyzwyczajona. Ten wiatr. On mnie szarpie za włosy, wciska się w oczy i uszy, chce pociągnąć w swoją stronę. Deszcz zalewający ulice, trawniki i moje trampki. Wszystkie te zwyczaje, zachowania, wśród których się wychowałam i których nie ogarniam.