Dodaję coś na szybko, zanim idę się kimnąć.
Wiecie co? Nie wierzę w miłość. Tak, wiem, dziwne że mówię to akurat ja... A może wręcz przeciwnie. Nie kwestionuję, że coś takiego istnieje. Pewnie istnieje, ale szansa jest jeden na milion. Nie kupuję tych serduszek, słodkich esemesików, przytulania się i całowania w miejscach publicznych. Tak naprawdę wszystkie te wielkie, piękne, cudowne związki nie przetrwają dłużej niż parę miesięcy, góra rok. Wieczna miłość? Pfff. Nie istnieje. Tylko w książkach, by dawać nadzieję głupim tłumom piszczących i zdesperowanym nastolatek rzucających się na szyję każdemu chłopakowi, który choć trochę przypomina Biebera czy Edwardzia ze Zmierzchu. Żałosne. Tak naprawdę nic nie trwa wiecznie, nawet "miłość". Osobiście mam już jej dość. Powiedzmy sobie szczerze: "miłość" wycieka z każdego kąta. Idziemy ulicą - zakochani. Włączamy telewizor - komedie romantyczne. Książki - wątki miłosne mnożą się w sposób wiatropylny. Dziś miarą twojej fajności jest to, ilu chłopaków/dziewczyn miałaś/miałeś i ile razy się całowałaś. Rzygam już tą cała psudo-miłością, prawie tak samo jak tęczą. Mam ochotę walnąć pięknego facepalma słysząc teksty w stylu: "Ja kocham cię bardziej! Nie, to ja kocham cię bardziej!" itd., itp.
Możecie pomyśleć, że jestem zazdrosna i wylewam tutaj swoją żółć jak każda przykładna nastolatka, ale nie. Moze i kiedyś zazdrościłam tym wszystkim parom. Ale teraz już nie. Widząc ich wszystkich zdobywam się tylko na uśmieszek, i to często złośliwy. Nie zależy mi na miłości, szczerze mówiąc aktualnie mogę się bez niej obyć. Tak, wiem że takie mówienie to kuszenie losu, ale mam to gdzieś. Nie potrzebuję drugiej osoby do szczęścia. Nie ma sensu szukać kogoś na siłę czy w kółko pamiętać o kimś, kto już dawno o tobie zapomniał albo ma swoje życie. (Szkoda, że zrozumiałam to tak późno.)
Nie kupuję tej całej "miłości", sprzedawanej w ilościach hurtowych przez dzisiejszy świat. Bo tak naprawdę rzadko zdarza się coś, co można nazwać jej imieniem. Nawet jeśli istnieje, w co szczerze mówiąc wątpię, to ja jej nie widzę. I nie mówię tu o miłości rodzicielskiej. Zresztą, każdy pewnie wie o jaką mi chodzi.
Przez to pisanie odechciało mi się spać.
Gratuluję wszystkim, którym chciało się to przeczytać ;)
PS. Jako że jestę fotografę, a każdy fotograf musi mieć swoje odpowie (przynajmniej z tego co widziałam; to jakiś nowy trend? oO), a mnie się nudziło, zapraszam na moje ask.fm. O dokładnie TU.