Rokietnica.
wspaniałe 3 dni. bardzo pożyteczne 3 dni. dni, w których nie tylko chciałam, mogłam, ale i musiałam skupić się tylko na sobie, tylko na tym, co teraz, co obecne - na każdym ruchu, który wykonuję, na precyzji, łapaniu równowagi, wypatrywaniu towarzysza we mgle ; d, bo najmniejsza chwila rozproszenia groziła upadkiem (czego i tak nie dało się uniknąć... ;) mogłam sobie jeść pyszny smażony serek na stoku (który stał w opozycji do obrzydliwych obiadków w ośrodku...), grać w karty i śpiewać głupie piosenki, których tekstu nie znałam. było najlepiej, jak być mogło. w międzyczasie poukładałam sobie pewne sprawy i wiem, że jest tak, jak być powinno. że teraz wszystkie decyzje będą podejmowane niezależnie i tylko do siebie będę mogła mieć pretensje, jeśli wybiorę złą drogę.
teraz czekają mnie ciężkie dwa tygodnie, trzeba się trochę wysilić, żeby potem mogło być wspaniale (i będzie!)
jest dobrze, jest dobrze, jest. ;)