fot. by laska.
Za pierwszym razem myślałem że to przypadek, po drugim zacząłem się niepokoić... posłuchajcie...
Ten dzień zapowiadał się niesamowicie od samego poranka. Dowiedziałem się, że odwołali mi zajęcia i mam wolne do weekendu, czyli 3 dni do przodu. Wstałem jakoś po 13, ogarnąłem się i wyruszyłem na miasto. Skoczyłem coś przekąsić i w trakcie jedzenia napisałem do swojej świeżej dziewczyny ( oficjalnie byłem z nią dopiero 4 dni ). Odpisała mi, że nie ma na dziś planów i możemy się spotkać koło 16 przy jej akademiku. Pomyślałem no całkiem zacnie wpałaszowałem resztę kebaba i zacząłem rozkminiać, co by tu dalej. Godzinę później stałem już pod recepcją jej dormitorium. Czekałem na nią całe 3 minuty i 40 sekund w siarczystym mrozie. Kurwa, było chyba z minus 20 stopni! Troszkę się zgniewałem, lecz widok jej twarzy zmienił całe moje nastawienie do tego chłodu. Przywitała mnie soczystym buziakiem i słowami witaj kochanie. Wyglądało to jakbyśmy mieli iść po prostu na spacer, ale w mojej głowie zrodziło się kilka ciekawych pomysłów, więc delikatnie zacząłem kierować ją w stronę kina. Po drodze prowadziliśmy dość wesołą konwersacje i nawet nie zauważyła, że weszliśmy do kina. Wybrała komedie, zakupiłem bilety, picie i oczywiście prażoną kukurydze. Seans był naprawdę wesoły, oprócz kilku dłuższych buziaków, byliśmy bez reszty pochłonięci filmem i rechotem z perypetii aktorów. Pamiętam, jak przy wyjściu z obiektu powiedziała, że bardzo jej się podobał film i że ją tam zabrałem. Następnym celem mym była restauracja. Nowo otwarty lokalik z niezłym wystrojem kolonialnym, wiał po trochu pustką. Kumpel mi mówił kilka dni wcześniej, że mają fajną kapele przygrywającą do kotleta i niesamowite steki- receptura prosto ze stanów powiedział. Steki były naprawdę niewąskie, smaczniutkie rzekłbym. W lokalu zostaliśmy sami więc mała kapela podeszła bliżej naszego stolika i zagrała nam 2 całkiem fajne kawałki, pamiętam, że jednym z nich był Kiss to build a dream on Louisa Armstronga. Gdy wyszliśmy z knajpy, zaproponowała, że moglibyśmy pójść do niej do pokoju mam dziś całe lokum dla siebie, dziewczyny wyjechały na jakąś wycieczkę wytłumaczyła. W końcu ! Kurwa, ile ja na to czekałem! Gumki nosiłem w płaszczu już chyba z pół roku, aby przypadkiem nie ominęła mnie okazja. Ruszyliśmy więc w stronę jej akademika, z radosnymi buziami, bez trosk i zmartwień. Po drodze jeszcze zakupiłem jej bukiet pięknych, rozłożystych czerwonych róż. Ależ była zachwycona. Wydawało mi się, że nawet mroźne rumieńce mocniej poczerwieniały. Zatrzymaliśmy się na światłach, ona stała wąchając róże ( ciekaw jestem czy w ogóle coś czuła w takim syberyjskim powietrzu ), ja natomiast poszedłem wcisnąć przycisk. Ten pierdolony głupi przycisk z nagranym tekstem chcesz przejść, naciśnij.... Wciskając zielony guzik usłyszałem z za pleców głośnie szuranie, tak jakby opon na zmrożonej jezdni i krzyk... Ten widok pamiętam do dziś z największymi szczegółami. Czarny mercedes owinięty dookoła latarni, w szaleńczo migającym świetle uszkodzonej żarówki. Płatki róż, porozsypywane wszędzie na śniegu i strumyk krwi mieszającej się z paliwem. Płynąc delikatnie otulał śnieg. I cisza... powiedziałem tylko- Kurwa! Znowu.
To było już dawno temu, skończyłem studia i od paru dobrych lat mam ciepłą posadkę w nieźle prosperującej firmie. Nie mam żony ani kochanki. Pozbierałem się już do kupy. Jestem prawiczkiem, lecz przyjemność kochania z sukcesem zamieniłem na hobby. Mam 47 lat, 14 ofiar na koncie i jeszcze mi się nie znudziło.
Z dedykacją dla Oli, która czasem rozumie...