Normalnie muszę to opisać...
Zacznę od tego, że mam piękne, wypasione, odbajerzone BMW
Przez tydzień auto stało u mechanika, bo mi uciekał prąd i naprawdę już mi się znudziło odpalanie go z kabli :/ Zrobili... Jeździ(ł), ale okazało się, że problem nie został wyeliminowany, bo wcześniej uciekały 3 ampery, a teraz "tylko" 0,5. W związku z tym od pełnego naładowania rozładowuje mi się nie "tylko" po 1 dniu, ale "aż" po 3.
Piątek, 17:59, przyjeżdżam do warsztatu (pracują do 18:00):
Ja: Dzień dobry, prąd mi nadal ucieka...
Elektryk: Ojej... Znowu?
Ja: Nie znowu, tylko nadal. Może Pan to poprawić?
Elektryk: Ale ja dziś ostatni dzień - jadę na urlop i wracam dopiero 24.08.
Ja: Dobra, to Pan mnie zapisze na tego 24.08. Pal licho, najwyżej będę odkręcać akumulator na noc...
Ale nie wytrzymałam - zawzięta jestem, przecież muszę to naprawić!
Sobota, około południa, wyspana i wylansowana wyjeżdżam "na miasto" w celu znalezienia godnego zastępcy mojego elektryka (przykręciwszy uprzednio akumulator).
Warsztat 1 (ul. Żeromskiego), godz. 12:10.
Wysiadam z auta, wszystko zamknięte na 4 spusty, furtka odrutowana, dzwonek nie wiadomo: działa?/nie działa?, straszy tabliczka "uwaga, zły pies" (psa nie widać). Na placu samochód, drzwi do warsztatu otwarte, wokoł żywej duszy. Czekam, dzwonię, czekam, dzwonię. W końcu pasuję I jadę dalej...
Warsztat 2 (ul. Niecała), godz. 12:15
Ja: Dzień dobry. Pomocy! Prąd mi ucieka...
Pan: Ale my tylko alternatory i rozruszniki - to ja nie pomogę...
Ja: To co ja mam zrobić?
Pan: Pani pojedzie na Żeromskiego.
Ja: Ale tam nikogo nie ma...
Pan: A to proszę na Staszica - naprzeciwko straży pożarnej.
No dobra, to jadę na Staszica.Po drodze mijam Warsztat 1 i - o dziwo - samochód zmienił swoje położenie i z placu wjechał do garażu. Hmmm...
Warsztat 3 (ul. Staszica), godz. 12:20
Wysiadam z auta, szukam bramy, wszystko zamknięte na 4 spusty, furtka odrutowana (co oni z tymi drutami?!?!), na placu kręci się 2 panów w skąpym odzieniu
Ja: Dzień dobry. A jak się tu do Panów dostać?
Mechanik: Nie da rady...
Ja: Jak to?? Ale mi prąd ucieka, a mój mechanik na urlopie...
Mechanik: A bo my już nie pracujemy, bo też na urlopie...
[a dobrze widzę, że grzebią coś w jakimś aucie]
Ja: To co ja mam zrobić?
Mechanik: Pani pojedzie na Żeromskiego.
Ja: Ale ja już byłam - tam nikt nie otwiera...
Mechanik: To tu za rogiem na Orzeszkowej Pani zapyta.
Warsztat 4 (ul. Orzeszkowej), godz. 12:25
Ja: Dzień dobry, prąd mi ucieka, czy może mi Pan pomóc?
Recepcjonista: Ale ja nie mam dyżurnego elektryka.
Ja: A kiedy będzie?
Recepcjonista: Aaa, dopiero po urlopie... (wertuje kalendarz)... 24.08. Mogę Panią zapisać. ??
Ja: Co oni - wszyscy na urlopach??!! Ale to za późno, proszę Panaaa, ja tu codziennie muszę akumulator odkręcać, iskra idzie, że hej! 24.08. to ja już do mojego elektryka zapisana jestem...
Recepcjonista: Pani się cieszy, że jest +20, a nie -20, to sobie Pani wstanie 10 min. wcześniej i poodkręca tę śrubkę.
Ja: Panie, przy -20, to ja zupełnie inne historie miałam, nawet nie che Pan wiedzieć...
[opiszę kiedyś ]
W akcie desperacji dzwonię do Jacka, mojego magika-mechanika. Telefon ma wyłączony.
Wygrzebuję więc telefon do elektryka z polecenia. Nie odbiera.
Dzwonię do taty - on na pewno ma jakieś kontakty. Poczta głosowa.
No nic... Wracam do domu, odkręcam akumulator i w głębi duszy zadaję sobie pytanie: gdzie, do diaska, są ci wszyscy elektrycy??!! Czy mamy do czynienia z jakąś zmową?... To może oni RAZEM ten urlop spędzają??
Ehhh... A mogłam zostać elektrykiem...