Hej haj heloł.
Syn marnotrawny photoblogasków powraca. Pewnie, jak zawsze na chwile ale niemniej tyle sie dzieje, że trzeba gdzieś to wylać. Z rzeczy pozytywnych: jutro o godzinie 9:00 idę sprzedać ciało i duszę jednej z grajdolskich korporacji. Ogromna to zabawa, bo praca będzie w języku czeskim. Języku, którego nawet ciężko mi powiedzieć, jak długo się uczę. Nie żeby oznaczało to, że uczę się tak długo, że już nie pamiętam kiedy zacząłem. Wręcz przeciwnie. Problem wynika stąd, że w zależności od tego jaką metodę datowania przyjmiemy okres ten jest skrajnie różny. Ogólnie językiem naszych południowo-zachodnich sąsiadów zacząłem interesować się gdzieś ze 2 lata temu, jednak wtedy nie można nazwać tego było znajomością. Ot, parę słówek, które nieśmiałó uczyłem się wypowiadać. Jeżeli brać pod uwagę z kolei kryterium jakiejkolwiek nauki, to będzie gdzieś z rok czasu. Ale jeżeli wziąć pod uwagę okres "faktycznej" nauki to bez bicia przyznaję, że 2 miesiące. Także z dwumiesiecznym bagażem czeskich doświadczeń ruszam na podbój czeskich rynków. Może co z tego wyjdzie fajnego. Chciałbym.
Z rzeczy mniej przyjemnych to w czasie dzisiejszej podróży pociągiem z Bidodziury do Kaczogrodu dopadła mnie niezwykła nostalgia. Może to zasługa kompana, z którym jechałem (ot, stary znajomy jeszcze z czasów liceum choć trochę ode mnie młodszy). Zebrało nam się na wspominki, które (jak się dopiero później okazało) uderzył mnie obuchem w potylicę. Zaczęło się bowiem niewinnie, od starej, dobrej dyskusji o grach komputerowych. Ich ewolucji, zmianach jakie nastąpiły nie tylko z tytułu na tytuł, ale też w całej strukturze growego półświatka. Miło jest powspominać te zarywane z premedytacją noce na przechodzeniu kolejnych poziomów tytułów dziś uznawanych za klasykę gatunku. Człowiek może się poczuć trochę jak stary wyjadacz z lat 80-90 w rozmowie z nami, knypkami pokolenia milenijnego. Oczywiście odnoszę się tu do peryhelium growej aktywności, nie do okresu narodzin. Tak czy siak, od słowa do słowa mój umysł odpływał coraz dalej. Kontynuowałem niezmiernie ciekawą rozmowę myślami będąc jednak gdzieś dalego, gdzieś w przeszłośći. Przypomniałem sobie (na tyle, na ile potrafiłem. Szlag by to trafił, jak słaba jest ludzka pamięć) te czasy, czasy kiedy "życie było prostsze". Pamiętam jeszcze, jak szedłem na studniówkę. Jak zawierałem pierwsze przyjaźnie w liceum. Nawet troche pamietam i gimnazjum. Jak się snuło wielkie plany i nadzieje. Marzenia, fascynacje, idee. Ale człowiek był głupi. Nadal jest. Ale wtedy wyjątkowo. Nie będę się tu rozwodził na temat trwonienia czasu na granie zamiast np.: zabawy na podwórku, gdyż nie o tym chciałem pisać (swoją drogą nie byłem i nie jestem do dziś typem no-life'a, przynajmniej nie zupełnego. Prowadziłem zawsze bardzo zrównoważony żywot w zakresie proporcjonalnego rozdysponowania czasem między konwencjonalne aktywności towarzyskie a te growe. Tak przynajmniej uważam). Chodzi mi o to, że człowiek zawsze sobie myślał, że będzie dorosły to będzie "fajniej". A tu klops. Jadąc pociągiem, gdy Słońce chowa się już za horyzontem a świat zaczyna powoli spowijać się mrocznym całunem nocy do głowy wracają wszystkie te wspomnienia. Gdy się człowiek budził rano i jedynym jego obowiązkiem było pójść i spędzić te 7-8h w szkole. Z ludźmi, których mimo wszystko się znało a paru nawet lubiło. Kiedy jedynym problemem i wyzwaniem było przygotowanie się na sprawdzian i odrobienie prac domowych. A potem? Potem się wracało do domu, jadło obiad, robiło swoje. A gdy zapadał wieczór można było albo wyjśc gdzieś ze znajomymi albo oddać się rozrywce domowej. Poczytać książkę czy to co jednak mnie częsciej spotykało, oddać się wirtualnej rozgrywce. Za oknem noc a człowiek siedział wpatrzony w roświetlający swoim blaskiem mrok pokoju monitor. Przeżywał przygody, prowadził ożywione dyskusje z bliskimi osobami na komunikatorach internetowych bądź forach, oglądał w spokoju film. Dziś niby tez można poczytać książkę, można pograć a metody kontaktu na odległość wyewoluowały w nieznane wówczas formy social-media. Można powiedzieć, nic się nie zmieniło. A jednak. Dla mnie się zmieniło. Wtedy to było coś, co traktowało się jako obowiązujące prawo należne każdemu dzieciakowi, dziś postrzegam to raczej alternatywę. Alternatywę względem czegoś. A alternatywa ma to do siebie, że jej wybór rodzi koszt. Koszt, który jeżeli chcę to muszę ponieść. Skończył się czas, gdy można było sobie swobodnym czasem dysponować jak kobieta lekkich obyczajów własną godnością. Zaczęła się dorosłość.
Z rzeczy neutralnych. Last but not least, jak to mówią. Wychodzi na to, że dorobiłem się kolejnej bliskiej osoby. Całkiem fajna dziewczyna, fajnie się dogadujemy. Mamy ze sobą niesamowicie wiele wspólnego, zarówno z rzeczy typowych i przyziemnych takich, jak chociażby podobny gust muzyczny, jak i podobny światopogląd. Mam jednak pewne obawy. Nie wiem czy wyjdzie z tego coś faktycznie więcej. Obawiam się paradoksu zbytniego podobieństwa. Albo nawet nie tyle się go obawiam co jest mi on zupełnie obojętny. I ta obojętność jest chyba najbardziej przerażająca. Jak już wspomniałem, nie wiem co z tego wyjdzie, czy z tego coś wyjdzie. Nie jestem i nie będę nigdy zwolennikiem teorii wzajemnej "chemii". Dla mnie to sprawa bardziej skomplikowana niż parę reakcji chemicznych. Jednakże, czegoś brak. Pomimo bliskości, coś nie może zaskoczyć. Może to zwyczajnie nie to. A może trzeba więcej pracy włożyć. Ale póki co jest fajnie. Co będzie dalej ? Zobaczymy.
Na foci: Kot. Wow, odkrywcze. Nie mój. Przynajmniej nie oficjalnie. Jest to kocur czarnego jak dusza poznańskich mieszczan koloru. Ponoć jakiś z sąsiedztwa. Przychodz regularnie za każdym razem, gdy moja mama wystawi naszemu kotu jedzenie na dwór jeżeli np.: wychodzi na miasto i nikogo nie ma w domu. Wtedy zjawia się ten oto zwierz i próbuje wyżreć wszystko z misek. Ale łatwo nie ma. Nie z moim kotem, który charakter odziedziczył chyba po Garfieldzie i za jedzenie gotów jest zabić. Ale focię cyknąłem. Czemu by nie. Koty są zawsze na propsie. Nawet jak wyjadają jedzenie innym kotom z miski.
Spadam jeść macę. Całuski :*
Tylko obserwowani przez użytkownika caprahircus
mogą komentować na tym fotoblogu.