Dobra dziś trochę zaszaleje i napiszę pościka. Z góry przepraszam jeżeli wystąpią jakieś literówki, ale piszę z tabletu do którego dołożyłem klawiaturę fizyczną. Fajna sprawa w sumie, teraz tablet przypomina mały laptop, ale ma dwie zasadnicze wady. Po pierwsze, klawiatura jest nowa, skok klawiszy choć dość user-friendly to czasem jeszcze nie zaskakuje wszystko tak jak trzezba,. Po drugie, sa one znaczaco mniejsze niz ma to miejsce w laptoach w zwiazku z czym ciezko jest sie przestawic i czasem moga zdarzac sie liteowki, za co serdecznie wszystkich moich trzech czytelnikow przepraszam :(
A wiec, sprawa pierwsza. Nowy rok akademicki, nowe studia, nowi ludzie. Jedynie uczelnia stara, choc jakby spojrzec na wszystko z perspektywy ostaatnich dwoch lat tez w sumie nowa. Przyjemnie jest wrocic na lono swojej Alma Mater, gdzie jeszcze nie tak dawno temu (a zarazem TAK dawno temu), wszystkiego sie czlowiek uczyl i poznawal na nowo. Z bólem jednak nalezy przyznac ze niewiele sie tu zmienilo. Ale o tym pozniej. Kwestie nowych ludkow poruszylem jako ostatnia, od niej wiec zaczne.
Na nowym kierunku studiuje zaledwie 3 dni. Zajecia jak to stary zwyczaj Uczelni glosi, podzielone sa nie dosc ze na potoki, to jeszcze na grupy dziekanskie. Skutek tego taki, ze sklad roku w calosci widzialem dopiero dwa razy. To zaskakujace jak szybko mozna jednych ludzi polubic a innych wrecz przeciwnie. Ot taka sytuacja, czekam wraz z pewnym nowo poznanym kumplem z roku przed sala na zajecia. Wokol zaczynaja gromadzic sie inni ludzie czekajacy na te same zajecia. W znaczacej wiekszosci sa to kobiety, taka specyfika kierunu ;). Z paroma osobami sie zapoznaje, calkiem sympatyczne osoby. Czesc pracuje, czesc oddaje sie wylacznie studiowaniu, w kazdym razie da sie pogadac. Nagle pod sale przychodzi grupka jakis glosnych dziewczyn. Wszystkie wystylizowane na powazne przedstawicielki swiata biznesu. Szpilki takie, ze choc do osob niskich, czy nawet sredniego wzrostu nie naleze, to tylko jedna, najnizsza (lub majaca najkrotsze obcasy) jest mi rowna. Podchodzac do stojacych w grupie ludkow (w tym mnie) zaczynaja sie przedstawiac. Choc moze trafniejszym okresleniem bedzie reklamowac. Jak bowiem mozna inaaczej nazwac sytuacje, w ktorej przykladowo jedna z nich wypala z tekstem typu "Czesc ludzie, jestem Karolina i robie imprezy. Ale wiecie, <<IMPREZY>>". Nosz kuhwa, jak sie nie chcecie zapoznawac normalniee, to nie robcie tego w taki spposob, ludzie troche samokrytyki. Na poczatku usmialem sie wylacznie w myslach, frapujac sie jednoczesnie nad tym skad sie tacy ludzie biora. Nie musialem dlugo czekac na odpowiedz. Zaraz bowiem jedna z pan, ktora udala sie na zwiad w celu poszukiwania miejsca do siedznia zawolala reszte stada krzyczac na caly korytarz "Eeeej, [Tu nazwa pewnej korporacji, znanej z tego, ze zatrudnia studenciakow a potem cieszy sie patrzac jak pluja po sobie jadem bo kolega/kolezanka zarabia o 300 zl wiecj niz ja]' chodzcie tutaj, znalazlam nam miejse". Proponuje wprowadzic w statutach wszystkich podobnego typu korpo w Pl zmiane nakazujaca nosic pracownikom wielkie dykty reklamowe z nazwa firmy, rowniez po godzinach pracy. Bedzie i reklama i chec lansu u pracownikow bedzie zaspokojona. Nie wiem, moze to ja jestem jakis dziwny, ale nigdy nie odczuwalem potrzby lansu czymkolwiek. No moze z wyjatkiem wiedzy. Znaczy nie chce mowic, ze uwazam sie za jakiegos uberinteligenta, jedynie twierdze, ze prawdziwa wiedza to jedyne czym czlowiek w zyciu moze "chwalic " sie przed innymi. Coz, moze to jakas forma rekompensaty - > nie mam wiedzy, to szpanuje hajsem. Nie chce tu w niczym uwlaczac tym pracownikom korporacji, ktorzy faktycznie sa "starej daty" i swej pozycji dorobili sie wylacznie dzieki wlasnej ciezkiej pracy i wiedzy, ale w opisywanym przypadku zalozenie to z pewnoscia nie znajdowalo zastosowania. Rowniez sprawa wiekszej integracji nie zachwyca. Czesc osob jest kontynuatorami studiow z I stopnia, czesc jest z innych kierunkow ale z jednej uczelni. Obie te grupy nie odczuwaja zatem potrzeby wiekszej integracji, znaja sie bowiem bardzo dobrze miedzy soba przez co takie nowe narybki jak ja, chcac nie chcac skazane sa na lekkie "wykluczenie". A szkoda.
Tyle o ludziach, teraz moze o kierunku. Pierwsze moje wraznie to mieszanka ekscytacji z doza przerazenia. Ekscytacji, gdyz jest to juz jakis konkretny poziom wiedzy, mozliwosc nauczenia sie czegos naprawde przydatnego w zyciu. Przerazenie z kolei wywoluje fakt, iz na studiach I stopnia podobnego typu tematyka bylla traktowana dosc pobieznie. Pojawia sie zatem pyttanie 'czy dam rade?", mam nadzieje, ze tak. Oprocz tego czesc przedmiotow prowadzona jest przez fanatykow pewnego pana w muszce, tudziez milosnikow szkoly ekonomicznej jednego z krajow niemieckojezycznych. Czuje wyrazne zgrrzyty swiatopogladowe zwlaszcza, ze na ostatnch studiach dominowalli jednak zwolennicy zdrowego panstwowego interwencjonizmu, do ktorych znacznie mi bllizej. No ale coz, wlazlem w jame lwa, nie bede plakal ze gryzie (czego nie moga chyba zrozumiec pewni dzialacze katoliccy lubujacy sie w sadomasochstycznym uczeszczaniu na koncerty deathmetalowe). Sporym zaskoczeniem pozytywnym jest przedmiot ekonomia globalna, na ktory mam nadzieje bede uczeszczal (o tym dlaczego jedynie mam nadzieje juz niedlugo!). Przedmiot ten moze byc troche mylacy. Problemow stricte ekonomicznych dotyka on bowiem tylko w stopniu podstaowwym (podstawowym jak na charakter przedmiotu wykladanego na uczelni ekonomicznej, rzecz jasna. Przecietny student czy nawet doktorant historii moglby to uznac za przedmiot glownie ekonmiczny). W znaczacej mierze bedzie on bowem dotykal problemow wlasciwych poliitologii czy socjologii. I tak po kolei przelecimy przez zaznajomienie sie z problematyka dyskursu, spoleczenstwem spektaklu i jego glownymi aktorami, poruszony zostanie rowniez aspekt zmian globalizacyjnych i wlasciwym im reakcjom. Brzmi miodnie. Kolejna sprawa zwiazana jest z jezykami. Na poprzednich studiach nalzalem do grupy C1 z j. angielskiego, choc nigdy nie czulem zebym umial ten jezyk w takim stopniu. Jakos sobie rade dawalem, ostatecznie 4,5 udalo sie uzyskac ale szalu w uzyciu jezyka w praktyce nie ma. Na nowej uczelni musialem wybrac poziom conajmniej rowny poziomowi z I stopnia. Problem w tym, ze jak sie dowiedzialem, jest tu jedna Pani Lektor, ktora mowiac deliktanie daje w kosc na poziomie C1. Troche strach na nia trafic, z drugiej strony moze wreszcie sie czego naucze. Poza tym pragne zapisac sie takze na kurs specjalistyczny w obrebie jezyka na podobnym poziomie, wiec moze da to wreszcie jakies wymerne efekty. No i jeszcze nader popularne ostatnimi czasy studium pedagogiczn. W teorii wydaje sie byc cudna sprawa, jak bedzie w praktyce, zobaczymy.
Przechodzac do kolejnego akapitu nawiązac wypada do owej wyrazonej w poprzednim nadzieii. Dlaczego? Albowiem, istnieeje mozliwosc, iz bede zmuszony chodzic na przedmiot alternatywny do ekonomii globalnej zwany ekonomia matematycza. Sama nazwa juz mrozi krew w zylach. Oba te przedmioty naleza bowiem do grupy przedmiotow "do wyboru". Wybor ten nalezy do studenta a dokonueje on go przy podpisaniu umowy o nauke. Czyli jutro. Problem w tym, ze chetnych jest 3 razy wiecej niz miejsc. AUczellnia nie zainwestowala w jakakolwiek namiastke USOSa i zapisu nalezy dokonac osobiscie. Wniosek ? Jezeli chce chodzic na politologiczne pitupitu musze wyjsc dzis o 3 w nocy i udac sie na uczelnie pod drzwi dziekanatu (ktore otwarte zostana gdzies ok. 10). Milo. No ale coz. Lepsze to nizli uzeranie sie z matemtyka wyzsza.
Konczac jeszcze jedna kwestia. W gronie bliskich memu elektronicznemu bytowi uzytkownikow pojawiaja sie ostatnio jakies herezje odnoszace sie do edycji fotografii. Otoz szanowni Panowie. Edycja fotografi jest procesem naturalnym, nierozlacznym elementem sztuki fotograficznej od jej zarania. Nie jest to wcale wynalazek ostatniej epoki cyfryzacji. Czymze bowiem rozni sie narzedzie typu GIMP czy Photoshop od zwyklej ciemni fotograficznej. Otoz niczym. Proces podbijania kontastu, zmiany jasnosci czy nadawania fantazyjnego nastroju zdjęciom nie jest niczym zlym czy wstydliwym. Ba, wrecz przeciwnie . Czesto uwazany jest za tak samo wartosciowy element sztuki jak technika wykonania, komppozycja czy choćby operowanie sprzętem. Mowiac ze zdjecia nie potrzebuja obrobki to tak jakby twierdzic iz nie nalezy myc rak po skorzystaniu z ubikacji (w mysl zasady ze surowe = lepsze, analogicznie wiecej zarazkow i bakterii kalowych = czlowiek zdrowszy). Takze maly apel, nie gloscie herezji, opamietajcie sie, nie idzcie ta droga. Oczywiscie pragne tu odroznic edyccje zdjecia od fotomanipulacji, ktora jest zwyklym efekciarstwem i czesto prezentuje sie ladnie tylko w portfolio grafika. Tak wiec nie bojcie sie, szalejcie!
Na dzisiaj koniec, ide sie przekimac chwile czasu a potem ahoj przygodo!.
A, zapomnialem dodac czegos o zdjeciu. Coż, focia dosć nieszczególna, kadr taki se, krzywy z deka. Nie sposób jednak niedostrzec w nim przezwiecznego motywu drogi i zwiazanego z nią przemijania. Kazdy z nas wsiadzie kiedyś w pociąg, który wywiezie go niewiadomo gdzie, skąd nie będzie już powrotu do stacji początkowej. No chyba, że ktoś będzie jechał drezyną.
Tylko obserwowani przez użytkownika caprahircus
mogą komentować na tym fotoblogu.
Inni zdjęcia: Ja patki91gdJa patki91gd... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24