Witam!
Mimo moich obietnic składanych samej sobie, nie umiem znaleźć czasu na naukę, siłownie, gotowanie i bloga ;/
Dziś wpadam na szybko opisać wydenkowany kremik do twarzy z Federacji Rosyjskiej, czy jak kto woli, ZSRR.
Jest to organiczny krem do twarzy na dzień, do 35 roku życia. Używałam go każdego dnia, pod makijaż. Nie zbyt go polubiłam, więc nie polecam, zbytnio. Nic nie robił na plus, ale też nic nie szkodził, po prostu coś co wciskasz w pory przed podkładem i kurzem dnia powszedniego.
Konstystencja: nieco lejąca, zdarzało mi się wycisnąć go za dużo. Bardzo często. Mój bialy obrusik, byl upaćkany w zielone plamki :<
kolor: jasnozielony, pewnie ma na myśl przywodzić ziółka.
Cuda jakie obiecuje producent możecie znaleźć na zdjęciu nr.2.
Przy nakładaniu makijażu też zbytnio nie pomagał, bo w ogóle nie wydawał się nawilżać skóry, wydaje mi się, że jak nasmarowałam go większą ilość to ona wyparowywała, a nie wsiąkała się w skóre :c
Moje, o zgrozo, zalążki zmarszczek koło oczu też się nie wygładziły.
Zapach na plus, bo neutralny, lekko świeży ;)
Opakowanie znowu szału nie robi, ponieważ przy końcówce kosmetyku wydobycie go, było jak malutki czelendż: czy wytryśnie, jak chłopaki w American Pie czy jednak subtelnie wypierdnie?? Ale szata graficzna, jak zwykle, bardzo skromna, ładna i kojarząca się z naturą. :)
Niby 12 złoty to nie duża strata, jednak wydaje mi się, że za te pieniążki można kupić coś troszkę lepszego, lub dołożyć je do czegoś naprawdę fajnego z górnej półki (lub tej wyższej, ale jeszcze nie górnej).
A czy któraś z Was używała tego ruskiego specyfiku? Jakieś wrażenia z podobnym produktem?
Buziaki i powodzenia w tym tygodniu!
Włodzia
xxx