Kosmetyki z collegu. Na ostatnich zajęciach znowu wałkowałyśmy wstęp do jakichkolwiek zabiegów na twarzy, czyli zmycie makijażu.
Gdy leżałam na stole i byłam poddawana zabiegowi przez moją koleżankę olśniło mnie, że ja sama widocznie za mało czasu poświęciłam na oczyszczenie mojej twarzy. Po zakończeniu zabiegu przez dziewczynę, która tak samo jak i ja dopiero się uczy, czułam znaczną różnicę niż nawet po podwójnym byle jakim myciu buzi, jakim do tej pory praktykowałam.
Chyba nie chodzi tu tylko o kosmetyki (które nawiasem mówiąc wcale nie są jakieś ekskluzywne, gdyż to zwykły college), ale o czas jaki poświęcamy na poszczególne czynności.
Cały wstęp to rozpuszczenie tuszu do rzęs używając mleczka do demakijażu oczu i wacików. Oczy przecieramy tak długo aż wacik staje się kompletnie czysty i nie trzemy mocno, bo to nie depilacja powiek ;)
Zaczynamy cleanserem (czyli polskim mleczkiem do demakijażu) nałożonym na dłonie, od szyi następnie przechodzimy na twarz myjąc jakby na 3 fazy:
1) od podbródka do skroni (dosyć mocno podnosząc skórę ku górze, a wracając palcem, na którym połowa moich koleżanek/znajomek z fejsia ma już obrączkę ;/ do podbróka)
2) od podbródka ponownie zaczynając ku górze, ale zatrzymujemy się na wysokości kości policzkowych -> powrót
3) od podbródka na wysokość ust.
Osobiście powtarzam to 3 razy, a dopiero potem przechodzę do dokładnego masażu brody, bo jest to miejsce, które małe pryszczyki lubią najbardziej, takie ich przedszkole. Potem znowu miziamy się po buzi z pełnym uwielbiemiem, aby wylądować paluchami na nosie, który czyścimy baaardzo dokładnie, pomijając jego wnętrze oczywiście ;) i po nosowym moście, dosłownie z angielskiego tłumacząc, przechodzimy na czoło.
Jest to metoda z mleczkiem, która jest trochę hmmm mało ekonomiczna, bo zużywa się go dość trochę bardzo dużo, ale ja zamiast mleczka stosuje moje srebrne mydełko z wcześniejszej kosmetycznej notki.
Wracając do zabiegu z cleasnerem: Po dokładnym wyciągnięciu mleczkiem ton (lub i nie) fluidu z twarzy ocieramy ją całą wacikami aż do wacikowej bieluści.
Wtedy następuje czyszczenie dogłębne, czyli znowu to samo, tylko bez oczu. Ja tu używam już innego kosmetyku zamiast mydełka, ale o tym trzasnę inną notkę, gdy mój facet znowu zostawi swój komputerek sam na sam ze mną ;)
Po ostatecznym starciu resztek makijażu na wacik aplikujemy toner, czyli tonik i przecieramy/odświeżamy, a także już naprawdę ścieramy resztki makijażu i mleczka. Twarz osuszamy chusteczką delikatnie przykładając ją do twarzy. Teraz aplikujemy krem pielęgnacyjny, który stosujemy, w przypadku zajęć w collegu nawilżacz (moisturiser). Ja, domowo, nakładam krem pielęgnacyjny dla cery trądzikowej AA.
Taa daa! Jakoś poszło ;)
Może warto zastanowić się ile czasu poświęcamy na oczyszczenie naszej twarzy po całym dniu noszeniu makijażu? I spróbować zrobić to troszkę dokładniej i dogłębniej, a co najważniejsze, jak moja nauczycielka Ann mówiła, z adoracją i pożądaniem.
Miłego weekendu życzę!
Boże, mam nadzieję, że jest to w miarę po polsku i bez błędów.