obrazek z internetu.podoba mi sie.
Siedze przebudzona,serce lomoce, chce mi sie zygac.Czuje w zoladku zjedzone pare godzin temu,przed snem, poltora czekolady, batonika, tosta... oczy mam podpuchniete, makijaz rozmazany od placzu, lekko kaca, bo wypilam sama troche. Najgorsze jest to, ze jem z nerwow. A najsmieszniejsze jest to, ze dzis mam impreze urodzinowa. Przychodza znajomi, bedzie jedzenie, oczywiscie. Bedzie On. A ja jestem taka pelna, tak ohydna. Ten tydzien jest porazka. Poczawszy od 19stego listopada. Od tej imprezy kolezanki. Boze. Caly miesiac sie meczyc,by zjebac w tak krotkim czasie. Ale i tak to dziwne, ze wytrzymalam az miesiac, do tamtej soboty. No.moze mialam z 2 napady, ale to i tak malo, jak na mnie.
Schudlam,owszem. Ale z tylka.
Jest bardziej plaski.
A gdy sie najem - brzuch jest wielki, a tylek dalej plaski. japierdole. pieknie.
Czuje,ze zaczynam wariowac.czuje sie okropnie.I wiem,ze wszyscy sa przeciwko mnie.Od matki poczawszy,poprzez ciotke,ojca,po babcie.Kazdy cos do mnie ma. Matka,ze jestem nienormalna,chora psychicznie,bo mam kolczyka.Babcia to samo.Brat sobie kpi po cichu ze mnie,slyszalam wczoraj przez telefon.Ojciec ma to wszystko wlasciwie gdzies i robi dla mnie najwiecej,ale wierci we mnie dziure poprzez codzienne zrzedzenie i ciagle wypominanie ile to na mnie pieniedzy wydal, i jak mu W OGOLE NIE POMAGAM W DOMU. eh.
mam ochote sie zabic.czuje sie coraz gorzej,coraz gorzej...
znow zaczne pewnie jesc malutko, potem znowu zaczne sie obzerac, i tak wkolko. bo nie potrafie inaczej. nie potrafie. bo czy jem malo, czy jem normalnie - to i tak przyjdzie ten moment gdy caly swiat stanie przeciwko mnie ja sie zalamie i nawpierdalam sie z nerwow.mam dosc...umyje sie, cos musze zrobic,by nie bylo mi niedobrze i biore sie za sprzatanie pokoju, co tam, ze jest 5ta nad ranem. On z kolega przyjda wczesniej, na obiad - zrobie spaghetti. Caly czas mysle tylko o nim. Caly czas sie czyms przejmuje. Nie ma chwili, abym nie odczuwala nerwow. Nie ciesze sie z tej imprezy. Ja pic nie bede, robie to dla Niego. Tak wiele robie dla niego, a on dla mnie nic. Nie czuje tego z jego strony. Nie wiem,co bedzie. Codziennie nerwy,codziennie, ale przeciez powinnam sie przyzwyczaic, prawda? Zawsze tak bylo. Gdy bylas mala, gdy dorastalas, gdy wreszcie skonczylas pare dni temu 18lat. Nadal jestes ta sama, glupia,slaba osobka, zatracona w swoich problemach.
dziekuje jesli ktos przeczytal.
i tak to wszystko jest bez sensu.
wiecie.pisaly niektore pod poprzednim wpisem, bym jadla po 1000kcal wtedy nie bedzie napadow. ale to nie o to chodzi. nie mam napadow przez glod, przez to, ze organizm sie domaga. mam je przez nerwy. np. wczoraj. caly dzien zalatany, potem zakupy na impreze, mina ojca kiedy wydaje pieniadze na moja "przyjemnosc" , potem wypominanie, ze musi tyle wydac na moje urodziny. przyszlam, wyciagnelam jakis alkohol, napilam sie, nawpierdalalam, poplakalam i poszlam spac. wszystko,co mozliwe i co najgorsze, to jest wlasnie moja cale odreagowanie stresu. Co zrobic, by nigdy wiecej nie zjesc z nerwow....czy z jakichkolwiek innych emocji i przyczyn, poza przymusem podtrzymania zycia jedzeniem....powiedzcie mi, moze same tak macie i jakos sobie z tym poradzilyscie.