Reunion...
Siema! Tak, wiem, spóźnienie, rozczarowanie, sprzedałeś się, w dupie masz swoje wyimaginowane zastępy czytelników - mniejsza. Liczy się, że dzień wpisu wciąż się zgadza, więc pozornie konsekwencja zachowana, mimo trudności. W końcu praca wre, mało sypiam (ale o dziwo chodzę dalej wyspany), zdarzają się różne dziwne przypadłości, ze zbytnim przygrzaniem słońca w czerep włącznie, do tego znajomości też nie zaniedbuję i w sumie sam się dziwię, że jeszcze jakoś to wszystko ogarniam. To prawda, że nie mam czasu się ogolić i ciągle coś staje mi na drodze, żeby w końcu się wybrać do fryzjera, tudzież posprzątać mieszkanie, no ale, cholera, nie mam rączek jedenastu, a jedynie dwie i jednego znajomego Rączkę, na którego koncercie udało mi się nie tylko pojawić, ale również bawić się świetnie.
A skoro już napomknąłem temat koncertu, to pozwolę sobie zażartować, że czuję się dość rock'n'roll'owo z faktem, że od dwóch tygodni co sobotę chodzę na jakiś koncert. Pierwszym był koncert MOJEJPOŁOWY/Elizabeth Fritzl/Garota/Anomalia, czyli typowo punkowe lewackie granie, które było moim wielkim powrotem do muzyki podziemnej, po przeszło dwuletniej przerwie. Była zajebista muzyka, zajebisty mosh i zajebiści ludzie (pozdro dla dziewczyny, która postawiła mi piwo). Drugim koncertem był występ Overdrive/HasselHoff. Tak! Ten sam Hasselhoff, którego członkiem miałem przyjemność być. To był naprawdę świetny występ i genialna impreza. Symboliczne pojednanie zwieńczone wspólnym karaoke do czwartej nad ranem wraz ze znajomymi, z którymi mimo upływu lat od ostatniego spotkania potrafię się dalej dobrze bawić. To cholernie miłe, widzieć, że jednak niektóre rzeczy nie zmieniają się tak bardzo i jeszcze potrafię zapomnieć się i bawić, jak za swoich dawnych, gówniarskich lat. Skakać, trzepać łbem, piszczeć jak kindermetalowa groupie i wykrzykiwać wraz z wokalistą do mikrofonu słowa piosenek, przy powstawaniu których miałem okazję być. Tym bardziej że działo się to w nasze (wokalisty i moje, jednocześnie) urodziny.
No właśnie... 23 urodziny. Minęła już dziewiąta liczba pierwsza lat, odkąd pojawiłem się na świecie. Rzeczywistość związana z dorosłością, z roku na rok, coraz bardziej bije po oczach, a ja nagle znowu poczułem się w ten dzień niczym beztroski gówniarz świeżo po maturze... Niczym za najlepiej wspominanych czasów swego życia. Tak pozytywne wydarzenia nie dzieją się codziennie i jestem kosmicznie wdzięczny za ten wieczór. Za wspólne darcie ryja na karaoke. Za obolały kark i szyję na następny dzień. Za sześć kufli które dostałem, jako nagrodę za wzięcie, w tym karaoke, udziału. Za nieprzerwanie zaleganą linię telefoniczną i zawaloną życzeniami tablicę na fejsie. Za obietnicę kolejnych takich imprez. Naprawdę, człowiek świadomości upływających lat poczułem się wtedy znowu, jak kiedyś. Oby więcej takich wydarzeń i oby więcej takich ludzi w moim życiu :)
Czy natomiast sam zorganizuję sobie własne urodziny? Nie sądzę. Nigdy nie robiłem wiekich imprez urodzinowych. Nawet w dzień mojej osiemnastki kumple musieli się sami wbić bez zapowiedzi, żeby złożyć życzenia i dać prezenty, którymi było tanie wino, czasopismo erotyczne i paczka chusteczek higienicznch w zestawie do tego drugiego. Jednakże nie wszystko stracone. W tę sobotę szykuje się grill na który wstęp będzie wolny i nieograniczony, więc prawdopodobnie nie omieszkam zaprosić parę kolejnych osób, z którymi kontakt mi się urwał, a z którymi zależałoby mi, aby ten kontakt odnowić. Również ludzi chętnych zapraszam do odzywania się do mnie na fejsie. Nie obiecuję, że w porę wejdę i zobaczę wiadomość, ponieważ ostatnio nie często bywam na facebooku, ale zrobię co w mojej mocy.
Zbliża się również konwent. I to bardzo wielkimi krokami. W następnej notce prawdopodobnie będę już zdawał z niego relację. Wiążę z tym kolejnym wydarzeniem bardzo duże nadzieje na świetną zabawę i kolejny reunion ze starymi znajomymi. Wejściówka opłacona, plecak i śpiwór odgrzebane, kasa odłożona, wolne zaklepane. Wszystko póki co w najlepszym porządku i nie chcę sobie nawet wyobrażać, by cokolwiek mogło zniweczyć moje plany. Pełen pozytywnej energii już za półtora tygodnia wyruszę na podbój B6: The Game.
I żeby się zanadto nie rozpisywać i rzeczywiście skończyć jeszcze dzisiaj (to jest we wtorek) z dodaniem tej notki, to by było na tyle. To były wspaniałe 2 tygodnie i liczę na to, że za kolejne dwa będę miał równie wiele cudownych pierdół do opisania. Co do zdjęcia, to udało mi się odgrzebać zdjęcie ze swojego hair metalowego okresu (niestety pora się przyznać do porażki... Glam rock nigdy nie wróci do mody xD). I będzie jeszcze tradycyjnie piosenka, która leciała mi w słuchawkach w trakcie pisania tego posta... Do następnego!
https://www.youtube.com/watch?v=eZq3z1JRjpY <= Dissection - Maha Kali
Inni zdjęcia: 88888888888 podgolymniebem1547 akcentovaDrops & Sunset photoslove25Chapeau bas. ezekh114Miłość jednego imienia samysliciel35Wybrzeże morza czerwonego bluebird11Po przerwie liskowata248Perspektywa. ezekh114Moje nowe butki # PUMA xavekittyxKwitki z mojej rabatki :) halinam