Bardzo mnie do dziwi... jak ja się dobrze czuję w tej cudacznej kiecce ;D (Powrócił mi trochę humor mimo iż ciągle z chęcią bym rozsmarował pewną osobę na ścianie). Czy nie uważacie że to byłoby jakieś wyjście...? Dostawałbym kase... kupowałbym sobie karabiny... czego chciać więcej? A tak poza tym to czytałem że w Irlandii co 10 ksiadz ma stałą kochankę ;D zresztą... kto jest zainteresowany to tu link ( http://psr.racjonalista.pl/index.php/s,11/t,25652 ). Ciekawe jak to jest u nas...
I tak z przemyśleń... nie to żebym był jakiś bardzo wierzący... ale tak, wierzę, ale coś czuję, że on mnie tam z góry coraz słabiej widzi mimo iż mu coraz wyraźniej macham i pokazuję, że istnieję. Ah... ja biedny robaczek.
Siedząc tak przy kompie kiedy jest po północy zastanawiam się nad tym kim jest przyjaciel (nawiązując do tego co pisałem ostatnio, żeby sprecyzować kim jest "ważna osoba"). Jak to jest, że zaczynamy nazywać kogoś przyjacielem? Jak rozmawiałem z moją koleżanką, po libacji (ja piłem kubusia jabłukowego- pycha :)) to ona powiedziała mi, że nie uznaje czegoś takiego jak przyjaciel. Poparła to tym, że ludzie przychodzą i odchodzą, że po kilku latach kontakt się urywa i ludzie nie mają już o czym ze sobą rozmawiać, nie porafią ze sobą rozmawiać jak dawniej... Czy jak coś takiego się wydaży... dalej mówi się o tej osobie przyjaciel? Hm.. ja nie wiem jak bym mógł żyć z takim myśleniem. Ja się tylko na tym utrzymuję.. że mam kogoś kogo mogę nazwać przyjacielem. I mimo iż znam już datę kiedy stracę tego przyjaciela z oczu to nie myślę o tym, że po tym będę inaczej o tej osobie myślał, cieszę się każdą chwilą.
Bo najważniejsze są wspomnienia
Budka Suflera - Jolka Jolka
dla was wszyscy przyjaciele :P