gdyby nie to, że dostałam bilet w prezencie ( i to w dniu koncertu ) to pewnie w czwartek, ani nigdy już nie usłyszałabym na żywo pana Slasha. cóż, mogę powiedzieć. w takie wieczory jak ten przypominam sobie, że nadal jestem tą samą pyzą spod sceny. chociaż częściej niż w glanach biegam na obcasach, a czarne koszulki z logami zespołów zamieniłam na marynarki.
studiowanie dwóch kierunków z dnia na dzień okazuje się bardziej skomplikowaną sprawą niż mi się w moim watormisiowym przekonaniu zdawało. po raz pierwszy w swoim życiu dostałam tłuste dwa z kolosa z chemii co lekko mnie zadziwiło i utwierdziło w przekonaniu, że troszeczkę nie wyrabiam. w każdym jednak wypadku nadal na pytanie czy warto odpowiadam, że tak. zobaczymy jak długo jeszcze nie zmienię zdania.
decyzja podjęta. melduję się w tym roku na acid'ach w graffiti! <3 nie mogę się doczekać. po prostu.
"don't drink evil things!"