to zdjęcie ma dokładnie dwa lata i było robione podczas corocznego jesiennego święta, które niewiadomo dlaczego w tamtym roku sobie odpuściłam. Closterkeller (bo o nim mowa) zdążył już zmienić skład, ja zdążyłam zmienić miasto, włosy i ze trzy razy całe życie. więc dzisiaj po raz pierwszy w Krakowie, po raz pierwszy z dumną plakietką "media" i z aparatem w łapce idę jeść smutek łyżeczką na Closterkellerze. <ok, pomijam fakt, że siedze jeszcze jakieś 300km od Krakowa w niejakim Wypizdowie. <3 >
a wczoraj robiłam ślub i od wczoraj mam bardzo ambiwalenetny stosunek do tego typu chałtury. na zimnym wschodzie styki lampy odmówiły posłuszeństwa w związku z czym mam szalenie dużo pracy przy odszumianiu materiału ( tutaj pozdrawiam mojego Tatę, który przed chwilą odczarował moją lampę i dzisiaj wieczorem na Closterkellerze będe sobie ładnie świecić). poza tym wesele to straszsnie nudne sprawa, jeżeli się na nim pracuje... zresztą na ten temat to mogłabym już trochę poopowiadać, ale nudne to i dla ludzi z branży pewnie niezrozumiałe.
lece się pakować, buziole! :*