Co się stało? Stało się bardzo wiele. Ty, kobieta piękna, mądra (choć nie zawsze), inteligentna (za dużo myśląca i kombinująca), a ja... ja muzyk, coach i człowiek wiecznych czasów. Ty poznana poniekąd 1,5 roku temu, ja ciągle poznający siebie na nowo...bez składu i bez ładu - nieważne. Zacznijmy jeszcze raz...
Blask Twoich oczu zapamiętany od pierwszego wejrzenia, dźwięk Twojego głosu od pierwszych słów (nie pamiętam jakich, ale zapewne "siemka"), gesty - odkąd zaczęłaś się bronić i coś mi tłumaczyć. Droczenie się cały wieczór. To takie moje. A Ty w to weszłaś, więc stało się nasze.
Jak zwykle.
Zacząłem źle, najgorzej, strasznie Cię oceniłem, a nic nie wiedziałem, bo pomyliłaś mi się z inną oczozłotą kobietą, z oczami wielkimi jak wzór oka w ogonie pawia. Tak to już bywa, gdy chodzi się do eleganckich klubów z nieeleganckimi zachowaniami. Pierwsze pretensje, ale szybko zapomniane. Obróciłem wszystko w proch, bo złe emocje mnie irytują. Kocham te dobre.
Kawa, pierwsze spotkanie, po wszystkim tym co złe i spalone - Twoje łzy. Tak wiele z Ciebie wycisnąłem uczuć w ciągu godziny. Tak twardą skałę, taki głaz, taka skorupa - tylko udajesz, bo jesteś delikatna jak kryształ. Jeden punkt, a od razu rozlatujesz się na tysiące cząsteczek. Potrzebujesz silnego wsparcia, szukasz go, a ciągle chyba nie masz. A może masz? Nie wiem...
Potem kawa u Ciebie...ja elegancki, Ty w dresie bez makijażu.. tak samo piękna, delikatna, swobodna w mowie i ruchach, niesamowita. Wiedziałem, że coś jest nie tak, ale nie dopuszczałem tego do siebie i ciągle staram się nie dopuszczać.
Potem...potem spacery z największym Twoim szczęściem i z oszustem. Takie dwie maksymalne skrajności, ale transport do Ciebie zawsze był pod ręką. Miłe, spokojne wieczory, ale na horyzoncie coś szumiało...
Następnie...ponad rok bez Ciebie. Byłaś tylko wtedy, kiedy było bardzo źle i potrzebowałaś kogoś, kto Cię wysłucha i powie coś innego niż wszyscy, w innym stylu. No ale cóż... mam już taki "symptom pomocy". Zawsze gdy ktoś mnie widzi, czy to biedny, wariat, czy bogaty, zawsze mnie o coś poprosi. Pomogę...siła przyciągania podobno nie istnieje, ale w moim przypadku się sprawdza.
Twój sen się skończył pozornie, że związek i...i przyjechałaś do mnie na noc. Przegadana, cała, a z braku pomysłów na dialog - Wróżbita Maciej. Całkiem dobry gość. Lubię go za jego umiejętności...
Piwa, wino, rozmowa. Dwa różne łóżka, dwa różne położenia, odmienne spostrzeżenia, brak możliwości patrzenia (nie czuje gdy rymuje)...tak naprawdę tylko ochrona siebie przed niechcianymi emocjami i Ciebie też, bo po co Ci ich więcej.
Po tym wszystkim wróciłaś znowu do tego starego i spleśniałego ładu...niezrozumiałe jest to dla mnie do dziś...
Cóż: Twój los, Twoja wola, Twoje życie.
Im płytsze wspomnienie, tym gorzej jest pisać, aż dziwne.
Tak na rozbicie prób wzbudzenia emocji we mnie.. znów brak Ciebie na miesiąc. Mamy prawie jesień, pasaż Scheiblera, murek i piwo. Wcześniej, na początku naszego spotkania, beztroska próba manipulacji i moje odegranie. Jesteś w tym świetna i przez to bardzo groźna. Strasznie się tego obawiam, bo nigdy nie wiadomo czego można spodziewać się z Twojej strony. To prawie jak z biznesem. Ciągły brak strefy komfortu i strach przed jutrem, zyskami, stratami i stagnacją. Znowu mnie potrzebowałaś, tak bardzo pozornie. Cały czas się zastanawiam o co tak naprawdę chodziło. Mam nadzieję, że pomogłem, chociaż trochę. "Wszystko przy Tobie staje się takie proste" - to Twoje słowa, zostaną w mej pamięci na zawsze. Będzie to moja domena życiowa, którą będę cały czas realizował czy to z Tobą, czy z innymi ludźmi, którymi się otaczam (choć nie zawsze są właściwi i co jakiś czas dokonuje selekcji)...
[albo to też była manipulacja - czego nie wykluczam].
Ostatnio...ostatnio największy spontan jaki mógł nas spotkać, czyli wesele. Telefon przyjaciela o 24.00 w środę i zaproszenie na sobotę. Coś niesamowitego. Miałem iść z kimś innym, ale los chciał inaczej. Wiedziałem, że na to pójdziesz. Takie przeczucie. Zbyt oczywiste..
Zabawa przednia, wesele też fajne. Trochę incydentów, ale czego innego mogłem się spodziewać zabierając Ciebie ze sobą? To było bardziej niż pewne. Potem wina, dwie sztuki, jeszcze jedno chłodzi się w lodówce do dziś u mnie, i powrót do domu, mojego domu..
U mnie...kompletna abstrakcja. To był błąd, moja wina, bo uruchomiłem uczucia, moje uczucia& było zbyt dobrze i genialnie. Cud, że nie poszedłem dalej. Taka dawka alkoholu...to wspomnienie wylewa się zza mgły.
Żałuję, że nie poszedłem spać tak jak wcześniej do siebie, do drugiego pokoju, ale z drugiej strony cieszę się, bo było miło. Wesele zawsze tak się kończy (tak przynajmniej mawiają) i rozpala coś nowego. Rozpaliło i to w strasznie dziwny sposób...
Teraz, znowu Ty, niedostępna, gdzieś z dala, obojętna i błądząca, a ja, ja budujący mur, by móc odciąć się na nowo od snu& jesteś tylko jawą w moim śnie, z którego muszę się z powrotem obudzić, wiesz? Jak nie wiesz, to już wiesz!
Tak bardzo Cię nie znam, a buduje sztuczną wizję nas za parę lat. Czy ma to jakikolwiek sens? Zapewne nie, ale...ale jakoś trzeba zalepiać dziury ze względu na brak związku. Dziury w emocjach. ..
Tak piszę tę historię, naszą historię, bez pojęcia o tym, co czujesz...w sobie. Tak bez składu i ładu. Ciekawe czemu i po co? Będzie lżej? Jest? W sumie...trochę tak.
O! Znowu stoi przede mną kolejna pusta flaszka Jamesona. ..Chyba już świta, więc czas spać.. To już kolejny wschód odkąd znikasz. Ciekawe ile jeszcze ich zobaczę, zanim znikniesz, tak na dobre, bądź też zostaniesz na zawsze?
Bo oni jeszcze nie wiedzą! Będzie moją żoną za 4,5 roku, a na razie czas zabawy i zbierania pieniążków na wspólne życie!
Dacie wiarę?