I przychodzi taki moment, że przypominam sobie Twój śmiech, kiedy plotłam trzy po trzy. Widzę Twoje męskie usta okalane lekkim zarostem, pełne brwi, spoglądając spod nich próbujesz hamować uśmiech i wiesz co? Perfekcyjnie Ci to wychodzi. Słyszę Twój głos, a przy każdym słowie słychać także moje wibrujące serce. Czuję na ramionach Twoje twarde ramiona, które trzymały mnie jakby już nigdy nie chciały puścić. Nigdy.
Widzę, jak wyłaniasz się z ciemności, oczy, które otwierasz pomału i przyglądasz się mojej twarzy. Opuszkiem palca delikatnie obrysowujesz moje obojczyki, pamiętasz?
Kiedy płaczę, jesteś przy mnie. Na każde zawołanie. Mówisz co jest złe, czego mam nie robić.. ale nie słucham. Chcę wierzyć tylko sobie pomimo tego, że ufam Ci najbardziej. Kiedy płaczę, gestykulujesz. Denerwujesz się, kochanie? Przepraszam, wiesz, że nie chciałam. To głupota, moja własna głupota, to nie Twoja wina, że popełniam błędy. Wybacz, przecież zawsze chcesz dla mnie dobrze. Nie krzycz, proszę tylko przytul i pocałuj w czoło mówiąc, że i tak mnie kochasz. Że kochasz tą małą głupią bezradną dziewczynkę, która tak bardzo chciała być samodzielna. Że kochasz tą małą głupią, która się głodzi. Rozkarz jej jeść, jak dawniej, proszę..
I przychodzi taki moment, w którym uświadamiam sobie, że to wszystko jest przeszłością, że nie ma już tego głosu, który kazał mi jeść, który obiecywał, że jeśli nie przytyję to przyjedzie i sam wmusi we mnie wszystko co ugotuje. Czuję dreszcz, niepewności?
Zamykam jeszcze raz oczy, przypominam sobie Twój zachrypnięty głos i pragnę go usłyszeć choć raz jeszcze. Tyle pragnę, czy to zdrada?