Przetocka i ja.
Oświadczam wszem i wobec - jesteśmy chude.
Wolność słowa i przeglądania stron internetowych powróciła. Chwała na wysokościach.
Dzisiejsze łyżwy poszły jeździć beze mnie. Wczorajszy sprint na szpilkach do teatru w celu zdążenia na 'Makbeta', skończył się dla mnie bezdyskusyjną niedyspozycją łydek.
A właśnie. Dowiedziałam się ostatnio, że używam trudnych słów i zdań wielokrotnie złożonych. I że to jest podobno wkurzające. Hmmm.... No fakt. Mogłabym powiedzieć "bolą mnie łydki, bo musiałam wczoraj biec do teatru". Ale mówiąc szczerze, gdybym pisała tak jak każdy przeciętny Polak, to już na pewno nikt by tego nie czytał. I tak czyta mało kto, bo jak już wyżej wspomniałam - używam zbyt trudnych słów. No cóż. Niestety dzisiejsze społeczeństwo jeśli stawia się przed nim zadanie przeczytania 30 zdań, oddaje tę bitwę walkowerem.
A jak mam być szczera, to wiem, że po prostu mi zazdroszczą. Bo dla większości osób, które "zarzucają" mi (choć nie nazwałabym tego tak do końca) wymądrzanie się i szpan, po prostu sa ograniczone, a słowo takie jak "erudycja" jest im całkowicie nieznane. Same chciałaby porozumiewać się językiem innym niż prymitywny slang tłumu i hip-hopowych piosenek, ale po prostu nie potrafią. I dlatego tak bardzo boli je, kiedy komuś przychodzi to bez trudu.
Starałam się napisać to bez "trudnych słów" i krócej niż zwykle. Zobaczymy jaki będzie efekt. Ile uzyskam komentarzy dotyczących tekstu (świadczących o tym, że wpis został przeczytany), a ile "słodkich foteczek" i "prześlicznych zdjątek".
Mówiłam już, że lubię przeprowadzać eksperymenty na ludzkiej psychice?