Z Karolą. Moją Karolą, którą mam nadzieję, że przeniosą do 1 Fu.
Miałam napisać coś mądrego zwłaszcza, że zaglądają tu teraz moi nowi znajomi z wyżej wymienionej 1 Fu, ale zapewne skończy sie jak zwykle, czyli moimi przemyśleniami spod prysznica na temat niesprawiedliwości świata i życia. (Ale długie zdanie. Wakacje źle na mnie działają.)
Wszyscy ludzie na świecie (z moją skromną osobą na czele, co na pewno potwierdzą ci, którzy czytają te moje wypociny już jakiś czas) mają tendecję do narzekania. W niektórych przypadkach (tak jak w moim) jest to wręcz ich powołaniem. Gdyby zakazano mi narzekać, jęczeć i wybrzydzać, to chyba moje życie straciłoby sens. Mówi się, że człowiek powinien być zadowolony z tego co jest i jak jest. Ale po co? Wyobraźmy sobie, że każdy jest wiecznie uśmiechnięty i zadowolony. Idąc radośnie ulicą widzisz tłum innych radosnych ludzi, którzy w radosny sposób prezentują swoją radość, z tego jakże radosnego faktu, że spóźnią się do pracy, gdzie radośnie powita ich tak samo radosny szef, nie mając najmniejszej ochoty wyrzucać cię z pracy, pomimo tego, że radośnie spóźniłeś się 3 godziny, bo radosny kierowca autobusu, radośnie sprzedawał bilety równie radosnym pasażerom, nie zastanawiając się w swojej radości nad tym, że cały rozkład jazdy szlag trafia.
Być moze niektórym wydaje się to rajem, utopią, czy jakby to tam jeszcze nazwać. Ale mnie osobiście robi się niedobrze kiedy o tym myślę. Na co dzień kiedy ucieka mi autobus, dostaję reprymendę za spóźnienie, ktoś mnie na ulicy potrąca - dostaję szału. Jak chyba każdy z nas. I zapewne z powodu tego, że ktoś inny jest w tej chwili wściekły, zostałam potrącona. Reakcja łańcuchowa, możnaby powiedzieć. Ale czy nie uważacie, że bez tego życie byłoby... nudne? Gdybyśmy byli wiecznie zadowoleni, wiedzieli, że nic złego nas nie spotka, a nawet jeśli to odczujemy fakt złamanej ręki jako szalenie RADOSNY? Bo mnie osobiście takie poczucie, że wszystko będzie dobrze, miło i słodko chybaby zabiło. Nikt z nas nie lubi kiedy spotyka go coś złego. I większość z nas jest wiecznie niezadowolona z tego co nas spotyka, mamy świadomość, że przecież zawsze mogło być INACZEJ, mogło być LEPIEJ.
I moim skromnym zdaniem właśnie tak jest dobrze. Faktem jest, ze czasem kiedy przebywamy w obecnosci osoby, która narzeka na wszystko - począwszy od cen ziemniaków, poprzez kwaśne deszcze, a skonczywszy na polityce - mamy ochotę ukręcić jej głowę i to po wcześniejszych długotrwałych torturach. Ale... Gdybyśmy byli ze wszystkiego zadowoleni to... przestalibyśmy dążyć do czegokolwiek. Nie zależałoby nam na pracy i rodzinie, bo "byłoby dobrze jak jest', nie odczuwalibyśmy potrzeby starania się. W ów sposób doprowadzilibyśmy w kolejności do:
- upadku ogólnoświatowej gospodarki
- głodu
- zupełnego zniszczenia warstwy ozonowej
- wymarcia gatunku ludzkiego.
Wiecie co? To ja już chyba wolę ponarzekać. Wbrew pozorom, bedzie to chyba będzie dla świata lepszym rozwiązaniem.
-------------------------------------------------
Słońce świeci, a ulewa jakich mało. albo ja zwariowałam, albo to koniec świata.