Okropnie zimnooo. Ratuje mnie herbata, waniliove świeczki i akustyczny Flyleaf.
Zdjęcie z weekendu z Raissą H. Bo leżenie na trawie w takiej temperaturze na przystanku jest wesoue.
Mam dość wstawanie punktualnie o 6:25, mam serdecznie dość budzącego mnie odgłosu Paramore, dość śniadania w postaci kubka kawy ze szkolnego automatu, błąkania się po korytarzach, spania na lekcjach ukochanej germanistki i wysłuchiwania krzyków i komend na męczącym wfie. Wrześien jest okropnie śmieszny. wszystkim nam każą się szybko przystosować do tego czego zapomnieliśmy poprzez okres dwóch długich ciepłych miesięcy, nagle mamy znać każdy wzór z fizyki, być Einsteinem i przy okazji mieć kondycję olimpijczyka. Jaaasne. Wnioskiem dnia zapewne będzie że ja to się nadaje na paraolimpiadę. Przede mną romantyczny wieczór pełen nowych doznań z allelami, genetyką, działaniami na chui wie czym i geografią. Amen.
Wake me up, when September ends. <3
A Pannie Zelly dziękuję za dzisiejszą pogawędkę po szkole. Wreszcie zroumiałam w jakiej jestem sytuacji, zaczynma dostrzegać jej plusy, nadal nie chcę się od tego uwolnić bo on 'ma to coś'.