Dzień dobry, kocham Cię. Już posmarowałam Tobą chleb. <3.
Chora przeokropnie ze skręconym nadgarstkiem i wierzą Babel z książek.
Daj mi siebie, daj mi ciepło, jesień mi daj. Będziemy palić ten sam wątek w sobie, możemy pobiegać po mokrym asfalcie, gnojku to nie deszcz, to łzy. Matka Boska płacze płaczemy razem płacze glob i jeszcze on. Szarość przyszła, pokolorowała, nie zatrzymasz przecież szarości dobrze o tym wiesz. Nie lubię przecinków bo są niezwykle tępe, nawet chmura kojarzy mi się ze wszystkim co ciepłe, woda w kranie kapie powoli jeszcze zdążysz zatrzymać wiatr jeszcze zdążysz zanim wyskoczę z trzeciego piętra, przecież to tak blisko, nie umrę. Obleję się jesiennym wrzątkiem wejdą we mnie twoje nadzieje twoje sumienie mnie podtopi mam hydrofobię jestem człowiekiem prostym jak dwa razy dwa. Nie komplikuje się, promieniuję. Rozlałeś się w szklance po zimnym kakao wcale nie byłeś słodki, a jednak coś w moich ustach nadal dławi twój zapach.
Oglądam FLYLEAF Family Values Tour 06.