O kurde pierwszy raz zobaczyłem, jak fbl. niszczy jakość. ^^
Komentarz do zdjęcia: no bywa. XD Kocham Cię Misiek! ;****************************************** XD
Obiad u mamy - bezcenny. Pranie w pralce również xD A teraz powoli zwijam się na pociąg. W Łodzi zostawiłem wszystkie książki a od poniedziałku sesja. Czyli nie będę robił nic oprócz słuchania Floydów i czytania Bergmana. Czyli teoretycznie - wolność.
Zmieniłem się. Mimo to wciąż przeszkadzam sam sobie. Jeszcze pół roku temu byłem zupełnie innym człowiekiem.
I też mi to przeszkadzało. Postanowiłem zrobić bilans tego, w jakich kwestiach się zmieniłem i jak bardzo.
Każda kolejna notka będzie poświęcona innej kwestii.
Po pierwsze:
Nie wierzę w Boga. Chodzę do kościoła, ale nie wierzę. Szukam. Szukam odpowiedzi na 'rozumne' pytania.
Czytam Mistrza i Małgorzatę. Nie modle się. Oglądałem kilka dni temu w nocy reportaż. Dziennikarz chciał przekonać się do
Boga i w tym celu pojechał do Izraela. Spotykał się z ludźmi wierzącymi. Obserwował jak się modlą. W pewnym momencie
zrobiłem kwaśną minę i stwierdziłem "Boże (o ironio) to jest chore!" Nie mogłem patrzeć na tych ludzi. Zachowywali się, jak
w jakimś amoku. Czasem stojąc w kościele nachodzi mnie myśl ''co ja tutaj robię". A mimo to wychodząc z niego czuję się...
lepiej. Nie umiem tego wytłumaczyć. Czuję się lepszym człowiekiem i lżej mi na duszy.
Lubię słuchać kazań. Wygłaszają je naprawdę mądrzy, wykształceni ludzie. Lubię ich słuchać, ale tylko do momentu gdy sprowadzają się one do życia. Gdy pojawia się temat Boga, wyłączam się, nie słucham. Pewnie to wszystko co tutaj teraz i w póżniejszym czasie napiszę jest zbyt osobiste i nie powinienem tego tutaj pisać. Ale tylko ja wiem dlaczego to robię, jaki mam w tym cel.
Teraz wydaje mi się, że przesadzam w drugą stronę. Góra tydzień temu przeprowadziłem interesującą, strasznie emocjonalną
rozmowę z pewnym bardzo młodym, wierzącym człowiekiem. Rozmawialiśmy na temat koncertu Madonny w Polsce i o strajkujących chrześcijanach w "ich" święto. Wydaje mi się oczywiste, że skoro my (ludzie niewierzący) nie strajkujemy im wtedy, gdy oni w procesji chodzą po ulicach, sypiąc kwiatki i blokując nam ruch ( bo przecież my nie musimy tego znosić ) szanujemy ich religie i wolność do uprawiania takich obrzędów. To oni nie powinni zabraniać nam organizowania koncertu, kontrowersyjnej ( bo ja wiem, widziałem większe kontrowersje ) niewierzącej wokalistki. Konwersacja przebiegała dość ostro, każdy wchodził w słowo drugiemu przedstawiając swoje racje. Strasznie mi się to podobało. Doszliśmy do kompromisu: żadna z grup społecznych nie powinna ograniczać wolności drugiej. Choć w tym sporze nie ma złotego środka. Ale jak wiadomo "warto rozmawiać".
Oczywiście gdy obie strony nie są ograniczone, mają otwarty światopogląd i potrafią przedstawić sensowne argumenty, a nie
"bo tak i już". A ja zawsze pytam "ale dlaczego?!", "bo tak", "ale musisz wiedzieć dlaczego jesteś przeciwny", "bo tak".
Chciałbym wierzyć. Zazdroszczę tym ludziom wiary, którą sam kiedyś posiadałem. Wierzyć w coś tak mocno, żeby poświęcić
temu całe życie. Oto czego bym chciał.