Pogoda chyba ma okres. Czemu do cholery jak muszę chodzić do szkoły, to umieram z gorąca, łapiąc promienie słońca przez szybę uchylonego okna, a gdy nastaje piękny czas weekendu wszystko się psuje? Chciałam biegać, to leje; muszę wyjść, leje. W niedzielę obstawiam, że też będzie lało, a załamanie pogody potrwa do poniedziałkowego przedpołudnia, kiedy to ponownie będę gniła do 15 w szkole.

Zamknięta paczka M&M'sów czeka na jutro, a z okazji Dnia Dziecka zjadłam już calutkie opakowanie jogurtowych żelek, niezdrowy obiad i zaraz uciekam z zamiarem konsumpcji truskawkowej Milki oraz czegoś jeszcze.

Chcę obejrzeć jakiś fajny film, chcę pisać więcej, ale mniej aż takich dramatycznych rzeczy jak ostatnio i wbrew pozorom wcale nie chcę końca roku szkolnego, chociaż perspektywa KOLEJNEJ kartkówki z francuskiego, co też łączy się z koniecznością patrzenia na TĄ kobietę, przyprawia mnie o mocne skurcze żołądka z efektem zwrócenia jego treści na jej odprasowaną bluzeczkę.

I nie wiem po co piszę tu to wszystko, chyba rzeczywiście powinnam sobie założyć całkiem osobistyczny pamiętnik na kłódeczkę, którą da się otworzyć wsuwką do włosów. I pisać sobie w nim te wszystkie mongolskie przemyślenia, żeby za rok, dwa, ewentualnie siedem wyśmiać je na głos i radośnie wszystko spalić w kominku. Chociaż zapiski przemyśleń z ostatniego tygodnia bym zostawiła, o ile takie by istniały. Lubię jak ludzie we mnie wierzą, ufają mi i nie bawią się w małych aktorów.

kocham Arnaldsa, tak postanowiłam <3

http://www.youtube.com/watch?v=lwSWDwfsnMg&feature=related