Otwieram oczy. słońce ciepłymi promykami wpada do pokoju. znów zasypiam. nie chcę wstawać. motywacją jest to, że obiecałam sobie, że się nie poddam. wstaje. ogarniam się w kilka minut. wrzucam do plecaka parę książek i wychodzę. przed domem czeka już koleżanka. 'siema' wypowiedziane z moich ust brzmi dziś sucho i poważnie. idziemy w ciszy. to jeden z takich dni, kiedy lepiej się do mnie nie odzywać i ona o tym wie. wchodzimy do szkoły. nawet starsi dziś schodzą mi z drogi. mój wzrok mógłby zabić. mija jedna lekcja, kolejna i kolejna. wracam do domu. rzucam się na łóżko i leżę tak przez chwilę znów myśląc, że muszę się ruszyć, wziąć w garść i nie tracić czasu. otwieram książkę i zeszyt. zadania z geografii plączą mi się wraz z myślami o Nas. siedzę i patrzę przed siebie. mimo 30-stopniowej temperatury marznę. ściska mnie w żołądku. chcę mi się płakać lecz znowu nie potrafię. przez moją głowę raz po raz przewija się przeszłość i myśl, że może tak naprawdę przez nią nie jest ze mną dobrze. za chwilę jednak usuwam tą myśl. przecież już go nie kocham. on już nic nie znaczy. nie mogę dopuścić do siebie takiej myśli. jest dobrze... jest dobrze.. Zamykam zeszyt i próbuje się skupić na reszcie zadań z innych przedmiotów. Kiedy już skończyłam, usłyszałam wołanie mojej mamy:
-Ewa! Obiad!
Nie odpowiedziałam nic. Starałam się trochę opanować od płaczu, od tych wszystkich zbędnych myśli.. w końcu znowu usłyszałam wołanie mamy. odkrzyknęłam złośliwe ,,zaraz'' i spakowałam się do szkoły. zeszłam na dół i usiadłam przy stole. tata czytał gazetę, mój młodszy braciszek oczywiście pomagał mamie (lizus).. a ja patrzyłam na szybkę telefonu i spoglądałam czy może nie dostałam żadnej wiadomości. kiedy już wszystko było nakryte i przyszykowane zaczęliśmy jeść. jak zwykle cisza panowała. nikt się do nikogo nie odzywał. kiedy już zjadłam odeszłam od stołu i poszłam do swojego pokoju, On nie mógł wyjść mi z głowy... wmawiałam sobie, że Go nie kocham, ale jednak coś kazało mi o nim myśleć... to było denerwujące... starałam się odpędzać od siebie wszystkie myśli, wyciągnęłam z paczki papierosa i odpaliłam go wmawiając sobie, że z każym buchem odejdzie to co złe... otworzyłam okno, patrzyłam na bawiących się dzieciaków w piaskownicy, które kłócą się o łopatkę... jak ja wtedy chciałam mieć takie problemy... kiedy głupia zabawka doprowadzała mnie do płaczu, a nie jakiś głupek... nagle zadzwonił do mnie telefon, jakiś obcy numer. po chwili odebrałam jakiś męski głos zapytał:
-Ewa?
-Tak Ewa. Kto mówi?-zapytałam, skądś znając głos w słuchawce.
-Patryk... Właśnie wróciłem ze Szwecji, możemy porozmawiać?
Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć.. To był on... moje ręcę zaczęły się trząść, serce biło coraz szybciej, a zimno przeszywało całą mnie.. odpowiedziałam zdenerwowanym głosem:
-Po co? O czym? Tak nagle?
-Chcę Ci to wszystko wyjaśnić... Pewnie się nie zgodzisz, ale proszę Cię chociaż o 5 minut rozmowy...
-Nie wiem... Ale okej... Posłucham co masz mi do powiedzenia.. Kiedy i o której?
-Za godzinkę, w parku? Dziękuje...
-Spoko.
I się rozłączyłam. Starałam się jakoś uspokoić... Miałam mnóstwo myśli w głowie, mnóstwo złych podejrzeń, wcale nie cieszyłam się na jego widok... tak bardzo starałam się o nim zapomnieć... tak bardzo chciałam sobie poukładać na nowo życie... zgasiłam papierosa i wietrzyłam pokój... czekałam na tą godzinę... nie wiem w sumie czemu...