(Dusza blogerki każe mi to zrobić: czas na tygodniową dawkę gadania nie-wprost)
Nie mogę zdecydować, czy zakwalifikować siebie do totalnych realistów, ogarniających świat chłodnym, trzeźwym spojrzeniem- takich ludzi, których nic nigdy nie zdziwi do końca, bo nie traktują niczego w pełni emocjonalnie- czy też szala mego myślenia przechyla się już w stronę sceptycznego dramatyzmu/ dramatycznego sceptycyzmu, wspieranego przeszłością i płynącym z niej doświadczeniem, nakazującego spodziewać się haczyków i czekać na rozczarowania.
Jest sporo prawdy w stwierdzeniu mówiącym o tworzeniu sobie w głowie barier i pancerzy, traktowaniu wszystkiego, co było pięknymi marzeniami (a co nagle zdaje się materializować) z dystansem, żeby nie odczuć straty, JAKBY COŚ.
Nie mogę ogarnąć, że chyba czas wywalić stare schematy notorycznie wieńczone niepomyślnymi zakończeniami ze swojej głowy, przestać układać czarne scenariusze na każdą okazję i przyjąć do wiadomości, że tym razem JAKBY COŚ, TO NIC.
Świąteczne refleksje 2012- karolina odkrywa nowe strony własnego posrania, ujawniające się zupełnie bez powodu w stanach nadmiernej szczęśliwości
(bo przecież za pięknie być nie może w wypadkach innych niż te kończące się gwałtownym przebudzeniem i odkryciem, że zaśliniło się sobie poduszkę, przecież jeśli ktoś uśmiecha się non stop, to na pewno coś knuje).