08.04.2013 - Poniedziałek,
21:44
Pierwsza warstwa: skóra
/ Zamyka mnie w klatce i patrzy, jak leżę na jej dnie. Bez radości, ze śmiercią o smutku w zielonych oczach. Całkiem bezsilna, z utraconą nadzieją. Leżę, a moja klatka piersiowa z trudem unosi się ku górze. Patrzę przez zamknięte powieki przykute kajdankami do policzków, ale mimo to łzy cudem wydostają się na prawie martwą skórę. Piecze, piekielnie jasna cera z sinymi nalotami nabiera malinowej barwy. Wiem, że wglądam żałośnie, bo patrzy na mnie z odrazą. Wielka, niczyja, rozszarpana na milion kawałków. Zwiewna suknia o kolorze kruczoczarnej ziemi, w lekkie, zwinne ptaki o kolorze czystego, świeżego śniegu. Przekręcam głowę i patrzę na swoje ciężko ułożone ramiona, z sinymi jak zawsze kostkami u dłoni. Wyglądają całkiem uroczo, jednakże nie pozwala mi o nich tak myśleć widok rozpływającego się tłuszczu, który je obrósł, niczym wosk spływający po długiej, kremowej świecy. Płonie, a ja się wypalam.
http://www.youtube.com/watch?v=I3q3ThaKfss