chce żeby było tak własnie, różowo
i żeby było tak w całej rozciągłości i nie tylko u mnie - gdzie porządek?
Sprawa przedstawia się jasno - przeżyjmy pierwszą część tygodnia, a dalej to już z górki, będziemy żyć. Wczorajszy dzień przypomniał mi dlaczego nie lubię niedziel. Dlaczego właściwie? Wszystko staje na głowie. Dobrze byłoby gdzieś uciec, dobrze byłoby zniknąć gdzieś na drugim końcu. Zatonąć w słońcu z Marzenką i zapomnieć o tym całym szaleństwie ostatniego, coraz dłuższego czasu. To taka huśtawka, nad którą tracimy kontrolę. Unosimy się,a za chwilę pod ciężarem tajemnicy i wrażeń urywają się pod nami łańcuchy. A uderzenie o ziemię już nie jest takie przyjemne... Kwestia czasu.
Wszyscy tyle namieszać, jestem dumna.