Zawsze to samo, czemu tyle błędów muszę popełniać, za każdym razem...
obiecałem a nie dotrzymałem obietnicy, kurwa mać,
nawet dla niej nie mogłem, tak strasznie zjebanym człowiekiem jestem,
chcę się zmienić, ale nie wiem od czego zacząć, zrażam ludzi do siebie,
z rodzicami nie gadam, sam nie wiem czemu, z siostrą co raz gorsze stosunki mam
sam ze sobą jestem, czy się to kiedyś zmieni to nie wiem...
chcę już styczeń, chcę zacząć zmiany, niech to pierdolone lenistwo w końcu odejdzie.
A tak z innej beczki to ona jest taka cudowna, nie potrafię sobie nawet dnia wyobrazić bez rozmowy z nią
żeby się ułożyło, nie... inaczej, żeby się w końcu dobrze układało, mam dość tego melancholijnego humoru,
zmian nastroju, i tej przeklętej zazdrości z nikąd, czemu taki jestem, tak bardzo się chcę zmienić, a nie umiem...
ale muszę, dla siebie, i dla niej, żeby kolejna ważna osoba nie odeszła, nie pozwolę na to kolejny raz.
Bez sensu wpis, ale gdzieś muszę się wyżalić.