Nie ma chyba w naszym polskim słownictwie przymiotnika precyzyjnie oddającego angielskie określenie "gripping"... Interesujący? - zdecydowanie zbyt słabe. Pasjonujący? - wydaje się przenosić nas w sferę czysto i wyłącznie emocji. Przykuwający? Fascynujący? - odrobinę lepiej, ale też nie do końca to. Wychodzi więc na to, że "Pod kopułą" zwyczajnie nie da się opisać... Nic nie potrafi, nie może, nie oddaje spazmatycznego skurczu palców wbitych w oparcie fotela, tego stanu umysłu, w którym zszokowane komórki z "rozumu" przechodzą w stan "instynktu", gdzie nie liczy się już pora dnia czy nocy, coraz głośniejsze narzekania rodziny i przybierające na natarczywości żądania pozbawianego pożywienia organizmu. Pozostaje tylko jeden zaślepiony i nadrzędny cel: CZYTAĆ DALEJ o mieszkańcach małego miasteczka w Stanie Maine odciętych od świata przez tajemniczą kopułę. Jeśli horrorem może być powieść społeczno-obyczajowa (a wiemy, że może), to Kingowi udało się właśnie stworzyć kolejny majsterszyk, nowe "To", wybitną wersję "Carrie"... Małomiasteczkowa powieść grozy, gdzie najstraszniejsza jest sama ludzka natura, niewątpliwie jest tematem Kingowi bliskim. Staje się także coraz wyraźniej jego autorskim rytem, co nie ukrywam, przyjmuję z radością. Nie jest sztuką bowiem bać się, gdy upiór staje w progu. Sztuką jest wzbudzić w czytelniku przerażenie wynikające z uświadomienia sobie pokładów naszego własnego horroru. W Chester's Mill jak na scenie odgrywa się mini-historia świata. Z jednej strony lokalny Kaligula, Neron, Mesjasz i Hitler w jednym: Jim Rennie z synalkiem i spółką, z drugiej przypadkowy outsider Dale Barbara... a pomiędzy nimi cała rzesza przerażonych, zdezorientowanych mieszkanców prowincjonalnej Ameryki, w szybkim tempie pozbawianych żywności, służb ratunkowych, elektryczności, komunikacji, wiary, nadziei, litery prawa oraz najbliższych sobie osób. Przedstawienie owej apokaliptycznej wizji, które w "Komórce" udało się autorowi zdecydowanie średnio, powraca tym razem z mistrzowską realizacją. Która sprawia, że rozpoczynając lekturę natychmiast stajemy się częścią Chesters Mill, w połowie książki nadal umieramy z ciekawości, a z ostatnią kartką przychodzi ulga jak po maratońskim biegu, oszołomienie, uznanie i cała gama indywidualnych uczuć satysfakcji. CO KRYJE OSTATNIA KARTKA POWIEŚCI?! Jeśli nawet już wiem... to pozwolę Wam przewrócić ją osobiście, bo tam, gdzie Stephen King snuje swoje horrory zdecydowanie/z reguły/najczęściej/a w tym przypadku zwyczajnie WARTO!
~Fuine.
...do zoba za 926 stron!
Użytkownik beaver
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.