Zimny wiatr, wszyscy w czerń ubrani
Pięć metrów nad, patrzę na nich
Swiat jakby zamilkł, jakby za nic
Nie chciał przyjąć tego, że umieramy
Alejami, wsypywani następni
Aksamit trumny był taki miękki
Nieba błękit przykryła szarośc
A oni stali nade mną wbrew żalom
I łzom spływającym na ciało
I nic nie bolało już, a nie bolało
Deszczem tą całość, zamykając w kleszcze
Chwil co dreszczem spłynęły przez jeszcze
Pełne słów, streszczeń, opowieści o mnie,
Człowieku, który kochał insomnię
Który nie przegrał z niczym, prócz wspomnień