i znow. nienawidze zycia. ale boje sie smierci. jak tam jest. czy ja bede jeszcze zyla? moze bede motylem...albo... swinka morska. mam nadzieje ze mnie nikt nie zje przy najblizszej okazji.... joker ma szczescie.
kurde.... czy zycie mnie tak musi niszczyc?
zastanawiam sie dlaczego gdy jest mi smutno... serce mnie boli,boze... strasznie. ale... nie w sesie.... medycznym.... w tym sesie... duchowym. az cos mi sciska gardlo.to jest chorobliwie straszne. a lzy cisna mi sie w oczy... jak mrugac zeby je wyprosic? nie nie da sie. nie da sie.. tak jak nie da sie powstrzymac bólu ani nerwow. pewnie ktos powie.... da sie! przeciez sa proszki... syropy. tak. sa. tylko trzeba sie zastanowic na co one pomoga? nie bedzie lez ale taki cholerny bol.... taki straszny bol w srodku....wlasnie tak. taki bol mam co kolejne dni, noce, doby, tygodnie az nawet miesiace. czuje... sie zljestem strasznie samotna. nienawidze mojej matki. szkoda ze mi nie mowi jak nie wraca na noc. szkoda ..... ze nie poznala mnie ze swoim facetem. nie cierpie jej. i nie cierpie piwa. jak sobie o nim pomysle to mi sie niedobrze robi.
czuje sie taka samotna. i znow musze siedziec sama w pokoju.... przez tyle godzin. przez tyle chwil. przez tylke chwil kiedy moze zdarzyc sie cos ciekawego. kiedy.... kiedy cos sie moze stac.... cholernie zlego i dobrego. kazdy przyjazd pod moj dom kogokolwiek kursza mnie i strach sie we mnie zapala: moze to policja... moze cos sie stalo z..." wole tego nie dokanczas. krutko mowiac strach + samornosc + ból = mieszanka wybuchowa.
boze, niech ktos mi pomoze. prosze. nie daje sobie juz rady. nie moge sie uczyc, nie moge jest, nie wiedzialam ze ze mna moze byc tak zel. mam nadzieje sie nie bedzie gorze. myslami caly czas kraze po cywilizacji ale sercem... sercem jestem w wielkim
czarnym dole.
tak sie boje. POMOCY!!