Euforia naprawdę szybko ustąpiła na rzecz mieszanki smutku, lęku i tęsknoty. Kiedy wracam, wciąż powtarzam sobie, że muszę być dzielna, tu są misje do zrobienia. Ale we mnie mieszka mała dziewczynka, którą zwykle staram się ignorować. Kiedy próbuję być dzielna, ona zaczyna krzyczeć, że nie chce, że to jest już do porzygania, a mi w głowie robi się chaos i hałas i też mam dosyć. Wiem, że się pozbieram i muszę dać sobie chwilę na poukładanie emocji. Upycham je w trochę za małe pudełko, które dokładnie zalepiam taśmą klejącą. Nie ma emocji - nie ma o czym mówić. I tylko spoglądam czasem niepewnie na to pudełko, żeby sprawdzić, czy nie wypieprzyło jeszcze z hukiem w powietrze.
Przemeblowałam sobie sypialnię, widziałam się z M., którego wcześniej widziałam dwadzieścia lat temu, jak jeszcze był pulchnym chłopcem bawiącym się z moim młodszym bratem. Hormony coraz bardziej dają o sobie znać, mam ciągle dziwaczne zachcianki jedzeniowe, albo chcę cebulę, albo sos słodko kwaśny. Każdy dzień to nowe możliwości zjedzenia czegoś, czego normalnie nienawidzę. Wykończę się.