isc wieczorem na silownie to jakas porazka.
mam wrazenie ze faceci z mojej silowni maja jakis szal na cwiczenia na wyciągu.
czekalam dzis jak pajac.
dlatego wole miec do pracy na popoludnie i chodzic na silke z samego rana gdy jest prawie pusto.
dzis taka jedna tajka z mojej pracy zapytala mnie czy jestem na diecie, bo " you are verry slim"
lol bitch please...no ale powiedzlam jej ze, mam diete pod silownie a nie na odchudzanie, i ze wcale nie uwazam ze jestem"slim" (nie zaglebialam sie juz w szczegoly ze jem wegansko, high carb)
wolalabym zeby mi ktos powiedzial "ale masz zajebiste bicepsy"
no ale coz, dzis byl trzeci z czterodniowego planu treningowego, prawie wsio dalam rade zrobic, nie liczac tego ze kregoslup mi umieral na scyzorykach.
za okolo miesiac najwazniejszy dzien mojego zycia, a ja wciaz tego nie ogarniam. tzn nie dociera to do mnie jeszcze...