wazeliniarstwo trwa nadal. ta typiara z pracy chodzi do brygadzistow za naszymi plecami i zdaje relacje co mowimy. oczywiscie po holendersku. zaczyna sie zachowywac jakby byla naszym kierownikiem, ale moja cierpliwosc sie skonczy kiedys. zreszta przyjaciol to ona juz miec w pracy nie bedzie. tacy ludzie koncza marnie.
wczoraj przez nia musielismy godzine dluzej zostac.
a i jeszcze zebralismy( pierwszy raz w tej pracy) opierdziel od kierwnika, bo przedluzylismy sobie przerwe o 10 minut. oj tam oj tam.
pracujemy na hali, pod dachem, na zewnatrz jest ponad 30 stopni a co dopiero tam. juz zaczynaja ludzie mdlec itd. oczywiscie przyszla planistka, najpierw ona zrobila kazanie ze nie mozna przerwy przedluzac i jak chcemy to nam zrobia dodatkowa przez warunki.
zbuntowalismy sie, bo przez tydzien robiac naddgodziny prosilismy o dodatkowa przerwe i zawsze bylo "nie"
(zarzadzenie turczynki, nie holendra jakby co)
ale co do samego opierdolu od kierwnika to staral sie byc grozny, postraszyl zwolnieniami,ale facet jest zbyt poczciwy (ten od zeza) i zamiast zachowac groznosc do konca ostatecznie klasnal w dlonie, zasmial sie i zyczy nam powodzenia.
ah i jeszcze oprocz tej wazeliniaryjest nastepna jebnieta. kierownik nas opierdala po holendersku a ta stoi i potakuje ostentacyjnie glowa, robi miny w stylu "mhmm a widziecie?"
to pytam -a ty znasz holenderski? ona: no nie... ja: no to po huj te miny strzelasz
kurwa moze niech odrazu klekna pod biurko, bedzie szybciej
nie dosc ze z kazdym dniem mam coraz wieksza depresje, to jeszcze wielka brytania wyszla z uni....zalamalam sie