Przez całe życie każdy z nas jest samotny... Większość ludzi tego nie widzi. Co z tego, że jesteśmy połączeni z innymi? Że mamy przyjaciół, rodzinę, kolegów... Czy ktokolwek z nich poczuje te same emocje, co ty? Czy poczuje ten sam ból podczas różnych sytuacji w twoim życiu? Nie. Można poradzić się innych, można im się wygadać, ale nigdy do końca cię nie zrozumieją. Każdy sam panuje nad swoim życiem, każdy sam podejmuje decyzje te ważne i mniej ważne. Nikt ci nie mówi jak masz żyć (teoretycznie). Zaczynam to coraz bardziej dostrzegać. Zaczynam się wkurwiać gdy ktoś próbuje na siłę wejść do mojej głowy i coś zmienić, bo nie ma sensu, by pewne osoby wiedziały o mnie aż tyle.
Dla przykładu. Wyobraźcie sobie, że piszecie pamiętnik. Zapisujecie każde zdażenie z waszego życia, wasze emocje i to takie o których nikt nie powinien się dowiedzieć. Jak byście się poczuli, gdyby przeczytała to osoba bliska bez waszej zgody? Jak można przeczytać czyjeś listy, które pisze się do osoby zmarłej? Jak można aż tak nie poszanować prywatności człowieka i osoby zmarłej? Zbyt silny, osobisty ból... Który teraz ktoś wygrzebał. To jak puszka pandory. Otwierając ją, możesz zniszczyć to na czym ci zależało. Wchodząc do mojej głowy, zaczniesz niszczyć samą siebie. Ja zacznę ciebie niszczyć. Jak do osoby z depresja, można mieć pretensje za jej stan? "Co ja ci zrobiłam, że tak mnie traktujesz? Że ze mną nie rozmawiasz?". A co zrobiłaś, bym ci zaufała? Nie zrobiłaś nic, bym poczuła, że jesteś dla mnie bliska. Wręcz przeciwnie. Nie mogę ufać już nawet najbliższym. Znowu się duszę. Czuję się jak na cmentarzu ostatnio. Jakby mnie nie było... Jakbym była niewidzalną duszą... Ledwo widzieć, ledwo stać na nogach, nie móc się skupić i myśleć. Tylko wegetować. Wszystko się pieprzy. Tracę coraz więcej osób, które potrzebuję. To coraz bardziej mnie dobija. Przechodzę przemianę. Tylko boję się, że na gorsze.