Boli.
Trzeci dzień treningu. Póki co idzie nieźle. Jakoś się trzymam, grunt to dobra motywacja. Powoli zimowe zakwasy odchodzą w zapomnienie. Wczoraj było najgorzej, ale zafundowałem sobie dodatkowy trening w postaci ciężkich prac na działce - równanie drogi, noszenie worków, latanie tam i z powrotem szopa-dom, dom-szopa i noszenie najróżniejszych rzeczy, wysprzątanie wszystkich śmieci po bałaganie, który zostawili robotnicy - sporo tego było. Na koniec rozgrabywanie resztek piasku na drogę. Mam odciski na rękach, ale i tak poszedłem dzisiaj na boisko. Tacie udało się odratować piłkę. <3 Równa godzina biegania i rzutów na kosz z różnych odległości i pod różnym kątem. Wreszcie zaczynam się dogadywać z piłką i idzie coraz lepiej - czytać: więcej razy wpada niż odbija się od obręczy/leci zupełnie nie tam gdzie trzeba/etc. Muszę poprawić siłę w rękach, bo to mój główny problem. Nie jestem w stanie dorzucić z daleka. Będą pompki. Duuuużo pompek.