Jestem miła. Jestem kochana. Nie palę. W sumie to nie piję. Dbam o siebie, o rodzinę, o koty, i tych kilka osób. Chyba dbam.
Bo kurwa mam wrażenie, że to, co ja robię, to ciągle jest za mało. Że w piździe ludzie mają fakt, iż brakuje czasu. Wiecznie. Na wszystko. Że to, że pewien człowiek jest zjebem i to, że jakiś kawałek przeszłości mojej z nim (niestety) wiążę nadal i to się już kurwa nie zmieni, że to nie oznacza, że również notorycznie będę wykazywać się wybitnym brakiem inteligencji, zrozumienia, akceptacji, złym gustem, brakiem stosowności, irytującym śmiechem i brakiem umiejętności przy dochowywaniu tajemnic.
I to, że niektórzy nie potrafią stanąć na poziomie to również nie moja wina. Łatwiej jest robić ludziom krzywdę i czerpać z tego satysfakcję.
Zatem miłego czerpania satysfakcji i szczerze życzę syfilisu. Albo kiły. Czy innego syfu.
Z poważaniem,
ja i mój wkurw