Ciekawe, czy to kiedykolwiek się uda. Czy kiedykolwiek uda się zebrać tyle różnych światów by wystarczyło. Czy uda się je kiedykolwiek połączyć, choćby tylko kilkoma traktatami i umowami, które nie ingerowałyby w każdy świat z osobna, a które stanowiłyby jedynie "furtkę" lub "most" pozwalający komunikować się z pozostałymi, czy też je po prostu odwiedzać. Czy uda się stworzyć enklawę, w której będzie można rozwijać to, co nam bliskie, lecz nie samotnie, a wspólnie?
Obecnie każdy świat jest sam sobie i "z osobna". Każdy przypomina raczej ufortyfikowana twierdzę lub port otoczony murami albo wysoką palisadą - przynajmniej tak jest w przypadku tych, które przetrwały, bo pozostałe to ruiny albo wypalone osady, w których ostało się kilka osmalonych chat. Osady, w których nie ma życia prócz głuchego wiatru i siedzących na progach tych nędznych domostw wychudzonych, zgarbionych postaci myśli. Osady, które same siebie skazały na wymarcie, na szaleństwo bezkresnych i pustych myśli zamkniętych w łupinie orzecha. Wiele z nich mogłoby się podnieść i zostać odbudowanymi, ale oni nie chcą. Po prostu nie chcą. Nie chcą już patrzeć na wszystko w inny sposób, bo tak jest łatwiej.
A te, które się ostały? Te, które trwają? Ciągle wędruje i szukam ich. Wiem, że zostało ich jeszcze bardzo wiele. Izolują się, ale w wielu z nich drzemie ta sama ciekawość, która zadaje pytanie "Czy gdzieś tam, ktoś zbudował podobny świat?". Sam zadawałem sobie kiedyś to pytanie, aż znalazłem pierwszy, potem drugi, trzeci... Aż ich różnorodność domagała się nazw. To nie jest jednak ważne. Ważne jest to, że to poszukiwanie weszło mi w krew i przyzwyczaiło do podróżowania.
I tak już wędruję od lat szukając Innych i próbując zrealizować dawne marzenie, ale to marzenie nigdy się nie spełni, bo "bezpieczeństwo przede wszystkim", bo nikt nie chce ryzykować, kiedy za swoim murem jest bezpiecznie. Nawet, kiedy zaakceptują fakt, że poza nimi są inni, to starają się ograniczyć ten kontakt do minimum - tu ciekawość umiera.
Połączyć ze sobą dwa takie światy, to już jest ogromny wysiłek, którego świadkiem byłem tylko raz i nie był to mój świat. Co więc pozostaje?
Wielu ludzi żyje dzięki baśniom. Ludzie ich potrzebują, a przynajmniej wielu z nich.
Jedni baśnie piszą, inni opowiadają, a jeszcze inni nimi żyją. Niektórzy w nie wierzą, a inni nie. Wszystkich ich łączy jednak jedno - czasami pragną by stawały się prawdziwe, i namacalne.
Mi bardziej zawsze zależało na tym by baśni można było choć dotknąć. Nie musiały być prawdziwe, ale żeby dało się je dotknąć.
By można było stworzyć coś namacalnego, co niekoniecznie musi być prawdziwym. Iluzja? Nie, nie...
Po prostu chwila magii.
Z czasem zrozumiałem, że magia jest rzeczą całkiem możliwą, ale przy pewnych umownych ramach. Bo prawdziwa magia jest nie tam, gdzie Copperfield bez paszportu na granicy udowadnia strażnikowi kim jest wyciągając z kapelusza królika, zaczynając przy tym jednocześnie lewitować, tylko tam, gdzie ów strażnik pokazuje mu jak się robi prawdziwe sztuczki przybijając stempel na jakimś świstku i wskazując palcem tira wyładowanego kokainą, po czym oznajmia, że ów tir stał się właśnie tirem wyładowanym zielonym groszkiem.
Przymijmy, że najwżej "genetycznie modyfikowanym", co by nie przesadzać już z tymi czarami.
Ot, magia drobnych słów i gestów, która maluje uśmiech na twarzy. Tak, wiem - banał.
Można jednak czasami pójść kilka kroków dalej i słowami kreować coś, czego nie ma, ale co można już poczuć, jakby dotykając tego.
Czasami staram się tak "malować" komuś i opowiadać o innych światach i miejscach, gdzie możliwe jest to, co uważali za bzdury, tak by choć na chwilę w to uwierzyli. Czy zatem kłamię?
Oczywiście, że nie! Po prostu jestem wariatem, jak każdy!
Przynajmniej tak się usprawiedliwiam, a później znikam.