no, no, całkiem nieźle, podoba mi się. tymczasem w drugiej części mojego mózgu słychać mrożący krew w żyłach krzyk przerażenia spowodowany jutrzejszym pakowaniem się do internatu i wyprowadzką. znów. znów dziesięć miesięcy jazdy do Poznania i z powrotem, chodzenia tak daleko do łazienki i posiadania lodówki piętro wyżej. i znów będzie chłodno, potem deszczowo, potem zimno, potem będzie chlapa, po czym nastanie mróz, i wszystko będzie się przeplatać, a dopiero po tak długim czasie znów pojawi się wiosenna zieleń. hm. no i mam spalone włosy. tak po prostu, spalone, dzięki fryzjerce. niewiele, ale i tak wystarczająco dużo, żebym mogła sobie ubzdurać, że mam czoło jak reflektor. został jeżyk, taki wojskowy, taki pasek jeżyka na przedzie czaszki. do bani, będzie przeszkadzal, jak będzie odrastał. i wpadał na czoło. ja rozumiem, gdzieś z tyłu głowy - okej. ale na czole? do-du-py. o, tak powiem.
nie myślę, nie myślę, nie myślę, aaa! pobudka jutro o dziewiątej rano, o trzynastej wyjazd. spakować wszystko, to przecież niemożliwość, ja nie będę w stanie myśleć. mogłam zrobić to już dziś, a tak? jestem w kompletnych piórach, nie mam nic przygotowane. uhm, przynajmniej ogoliłam nogi. tylko lista sporządzona. zresztą, być może szybko pójdzie. najgorsze będzie zwlekanie się z łóżka. kurcza.
powinnam się kłaść, i nie ściągnę i nie obejrzę House'a, bo zostało pół godziny, a tyle czasu rzeczywiście mi szkoda. choć bardzo dużą prawdopodobnością jest, że i tak nie zasnę przed trzecią, jak to ostatnio mi się zdarza co noc. kładę się po drugiej, a i tak leżę, słuchając radio. no i trwam do wiadomości o godzinie trzeciej. potem jeszcze jakieś trzy, cztery piosenki, i rzeczywiście zasypiam. ale nic to, może dziś nie będzie tak źle. właściwie, czuję się nieco zmorzona. będzie dobrze, trzeba przyzwyczajać się do stawiania się na miejsce w wyznaczonej porze.
a zdjęcie? z wyjazdu, ostatni tydzień. cała grupa. coś mi się zdaje, że wiele kłótni odbędzie się na temat przyszłych wakacji, i obawiam się, że może nie wyjść na moje. coś się poradzi, przyszłym czerwcem zacznę się martwić w lutym może? idę, powinnam. jutro, jutro, jutro. ha, właściwie dziś. oto koniec.