[ zdj. z Orzechowa przesłane przez Kijanka, bo ja oczywiście nie mam stamtąd żadnych na kompie, bo po co. ]
jak ja nie lubie, gdy ktoś, kto myśli, że wie coś o mnie i moim życiu rozprawia na ten temat, nic tak naprawdę niewiedząć. no bo po co. najlepiej się uczepić jednej, powszechnej myśli i przy niej trwać, i drążyć w nią do znudzenia. bo oczywiście to prawda, bo jakże. ja przecież nic o swoim życiu nie wiem; wiedzą wszyscy inni. milusio. poza tym są sprawy, o których można gadać, i o których się nie gada, bo dostaje się w buzię. a przynajmniej ja tak uważam. a za sprawy takie jak ta się dostaję. no ale przecież są ludzie i są... są... są... no. wiadomo kto. są ci, o których strach pomyśleć, bo się robi nie dobrze. no ale cóż. trzeba widzieć plusy: ksiądz był u mnie wczoraj /pod drzwiami, ale jednak/, jutro sylwester /mimo, że mama wciąż robi pozory, że mnie nie puści/ i przynajmniej już po świętach! / zero rodzinnych obiadków aż do czyichś urodzin, ew. imienin, tak!/