Pierwszy i ostatni raz. Jak bum cyk cyk.
Dzień 1 :
Zbiórka, marudzenie rodziców, że się spóźnia autobus, obijanie się oboźnej.
Przyjazd, pląsowisko, rozkwaterowanie.Nauka piosenki i takie tam szmery bajery. Zmienna pogoda, kłótkie kadry, płacz i szmery bajery. W nocy Obietnica.
Dzień 2:
Pobudka, program, mycie, zawody sportowe - udane (ha!:>), przytułek dla harcerzy. Tragiczna noc.
Obiad pod tytułem "Moje dziecko nie będzie jadło żurku - Hubert przywiozłam Ci hot doga".
Kominek. aaa! Bałam się. Nie było chyba źle. Dobra, przyznam się. Było.
I pies też był. Pfff.
Dzień 3 :
chorowanie, powrót.
Słyszę głosy. Bez kitu. Ja słyszę dzieciaki.
Jest mi zimno, śpiąco i marudząco.
-------------------------------------------------------------------------------------
Trzeba poukładać życie. Wszystko równo i do szufladek.
Pierwszy raz tęskniłam. Naprawdę. Głupie to.
Bałam się przejść 15 metrów. Bałam się.