znieść cię może ciągnący ulicami tłum,
wódka w parku wypita albo zachód słońca
lecz pamiętaj naprawdę nie dzieje się nic
i nie zdarzy się nic aż do końca
zaufaj tylko warg splotom
A może byśmy tak, najmilszy, wpadli na dzień do
Tomaszowa?
Może tam jeszcze zmierzchem złotym ta sama cisza
trwa wrześniowa...
W tym białym domu, w tym pokoju, gdzie cudze
meble postawiono,
Musimy skończyć naszą dawną rozmowę, smutnie nie
skończoną.
A przecież wszystko tam zostało, nawet ta cisza
trwa wrześniowa,
Więc może byśmy tak, najmilszy, wpadli na dzień
do Tomaszowa?
Jeszcze ci wciąż spojrzeniem śpiewam: du holde
Kunst...- i serce pęka,
I muszę jechać... więc mnie żegnasz, lecz nie
drży w dłoni mej twa ręka.
I wyjechałam, zostawiłam, jak sen urwała się
rozmowa,
Błogosławiłam, przeklinałam: du holde Kunst! Więc
tak? Bez słowa?
A może byśmy tak, najmilszy, wpadli na dzień do
Tomaszowa?
Może tam jeszcze zmierzchem złotym ta sama cisza
trwa wrześniowa...