Cuda jednak się zdarzają... Moje urodziny przebiegły nieźle mimo, iż wciąż w moim sercu tkwiła cholerna pustka. Dzień po urodzinach zaczęłam pracować (taki mały prezent od losu;)), w zasadzie nawet stwierdziłam, że spróbuje skupić się na karierze, żeby nie myśleć o swojej beznadziejności i żeby zapełnić jakoś tą pustkę. No ale... żeby nie było zbyt łatwo zachorowałam... Kiedy już mogłam wyjść do ludzi, byłam tak cholernie zdołowana. Nigdy chyba nie byłam tak mocno wbita w ziemię. Szukałam kontaktu z kimkolwiek, żeby porozmawiać, wyjść oddechnąć... Poznałam jego. Jak sie okazało po raz kolejny ;) Poznaliśmy się mniej więcej rok wcześniej, ale trafił na kiepski moment po rozstaniu z panem A. Ale z tego co mówi, to nigdy o mnie nie zapomniał;) Pamiętał jak mam na imię, miał wciąż mój numer telefonu, miał nawet moje zdjęcie. Bardzo dobrze mi się z nim rozmawiało, więc szybciutko umówiliśmy się na kawę. Los chyba zaczął mi wynagradzać całą chorobę i wszystkie nieszczęscia. Jak się okazało nie mogę bez niego żyć;) Nigdy nie spotkałam takiego człowieka... Po raz pierwszy staram się bo chcę a nie muszę. Nie muszę sama o wszystkim decydować i myśleć. Mogę z nim przedyskutować wszystko i podjąć decyzję razem z nim. Nigdy w życiu nie czułam się tak ważna i wartościowa. Nigdy! Zawsze może czułam się ważna ale napewno nie tak jak teraz i napewno nigdy nie czułam się wartościowa. I co najlepsze nigdy w życiu nie sądziłam, że marzenia o wspólnym, własnym życiu będą tak realne i będę tak bardzo zdeterminowana by RAZEM z nim do tego dążyć. On we mnie wierzy i ja w niego. To największy CUD jaki mógł mnie spotkać (czy nie mówiłam kiedyś, że wierzę tylko i wyłącznie w cuda?). Nawet jest wierzący i praktykujący. Tak jak kiedyś bardzo dawno temu marzyłam, kiedy jeszcze byłam nastolatką i moje wyobrażenie życia z kimś było bardzo wyidealizowane. Dzieki niemu i ja zaczynam powracać do wiary. Już dawno czułam, że tego potrzebuje, ale nie miałam motywacji, żeby zacząć. Tyle mu zawdzięczam... Kocham Go nad życie, bo jest ze mną w najgorszych dla mnie chwilach. Kocham go, bo jest mój i tylko mój.
Wystawiliśmy się na niewiarygodnie ciężką próbę. Nie mogę go pozbawiać marzeń ani szans. Pojechał więć prawie dosłownie na koniec świata. 3 miesiące rozłąki. Kontakt jest również ograniczony ze względu na strefę czasową i fakt, że to jest koniec świata;) Bardzo płakałam na lotnisku. Czułam jak pęka mi serce, jak strach wypełnia całą mnie. Strach przed tym, że ta rozłąka rozdzieli nas na zawsze. Że uczucia wygasną, że wróci i znowu zostanę z pustką.
Ale nie... Minęło już półtora miesiąca odkąd go nie ma a wszystkie nasze uczucia jeszcze bardziej rosną, jeszcze mocniej płoną. Sama sobie też udowodniłam, ze to jest coś naprawdę wyjątkowego. Do tej pory kiedy miałam jakąś dłuższą rozłąkę z kimś, to po pewnym czasie już ciągło mnie do ludzi, do flirtów. Niby nic złego, ale dwa może trzy tygodnie i już rozmawiałam sobie z kimś tam. A teraz? Nawet gdyby ktoś do mnie napisał to mam to głęboko gdzieś. Nie interesuje mnie nikt poza nim. Cały czas mam koło siebie telefon, bo może akurat napisze, może zadzwoni? Za nic w świecie nie chcę przegapić tej chwili, żeby móc choć przez moment z nim porozmawiać. Żyje już tylko tym dniem, kiedy wróci i będzie znowu mój.
Dla mnei więcej dowodów nie potrzeba.
Jak nigdy w zyciu wiem, że to z nim chce iść przez życie, z nim chce mieć dzieci i to z nim będę szczęśliwa do końca swoich dni.
I nareszcie powróciły wszystkie marzenia... Obudziłam się z głębokiego snu i powoli wracam do życia- z nim<3
Kocham Go ! :*
"I nie da się powiedzieć <<Jesteś jak...>>
cokolwiek na świecie, który znam...
Rozglądam się dokoła i...
W moim świecie nie ma nic, jak Ty!"
Użytkownik anastazyjka
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.