I choć leże lolejną godzine w tym cholernym łóżku, pod tą cholerną kołdrą w paski, to nie mogę zasnąć.
Pomogłam już nieco zrozumieć świat pewnej osobie, potem starałam się zwierzyć ze swojej beznadziejności zupełnie mi osobie nie znanej, ale nie wyszło. I leże tak, w ciemności, dalej beznadziejna, dalej nie mogąc zasnąć. Za chwilę będzie się przejaśniać, normalnie dawno bym wzięła jakieś leki uspokajające albo te na alergie, swoją droga przydały by się, odkryłam, że nie lubię się z kolejnymi pyłkami. No nic, idę przebijać się przez kolejne k/m i napalone 17 na 6obcy, powiem im jak są głupi i ograniczeni. Bo dlaczego niby tylko ja mam ie czuć beznadziejnie?
Okulary, mazury, szum drzew i fal, dobra książko- czekm na was, z utęsknieniem. Tym czasem, jutro kolejny poniedziałek, och jak ja go nie nawidzę. Beszczelny, śmię włazić z buciorami w mój eden.
Dobranoc.