Czasami mam dosyć. Ręce mi opadają gdy słyszę znów od Łukasz, że coś mu we mnie nie pasuje, że mogłabym coś zmienić, że znów jest coś nie tak. To się dzieje na okrągło. A ja się staram. Chcę być dla niego taka, jaką bym chciał żebym była, ale czasami po prostu to do mnie nie pasuje albo z niektórymi sprawami nie mam siły walczyć, bo nie widzę sensu. Taka juz jestem i tak musi być. Ciężko jest być z kimś kto Cię w pełni nie akceptuje. Zawsze jest powód do kłótni. Poza tym ta wieczna świadomość bycia "gorszą" połową związku... To uciążliwe. Czasami mam mu ochotę powiedzieć, że zachowuje się jak rokapryszone dziecko w sklepie z zabawkami. Tylko, że... on zasługuje na to co najlepsze, ja to wiem. Przy nim czuję się jak szara myszka. Jestem zwyczajną Marzena, dobrą, pomocną, ale tak na prawdę niczym wielkim nie wyróżniającą się z tłumu. Dlatego czasami nadal tęsknie spoglądam w stronę G. i przypominam sobie to wszystko co czułam, będąc w nim zakochana. Nadal we mnie tkwi jakieś takie poczucie indywidualności, kiedy j bylam przy nim. Kobieta przy nim może poczuć się... "specjalnie", tak jakby była jedyną taką kobietą na świecie. Poza tym uwielbiam wygłupy z G. Chyba przy żadnym facecie nie czułam ię tak swobodnie jak przy nim. Cięte żarty, nawet głupie, bezpruderyjne zawsze są przyjęte śmiechem. Przy nim odzyskuję energię... Może cały czas jestem nim zauroczona. Nie czuję do niego tego co kiedyś. I nawet nie chcę. To uczucie było tak samo zwariowane, jak i toksyczne. Po prostu żałuję, że przy Łukaszu nie mogę sie tak poczuć. Jasne, z nim też mogę się powygłupiać i uwielbiam jego poczucie humoru, ale... Czagoś tu brak. To dziwne, że czasami następuje zbierzność wydarzeń lub odczuć. I tak jak wczoraj poczułam się w jakiś sposób odrzucona przez Łukasza, tak samo G. potrafił mnie rozśmieszyc i sprawić, żebym o tym nie myślała. I w dodatku wczoraj dowiedziałam sie co myśli o mnie INNY G. . Otóż okazało się, że M.. rozpowiada ze jestem ideałem kobiety: jestem ładna, inteligentna, bystra, mam wspaniałe ciało, jestem towarzyska itd. itd. W sumie jak to usłyszałam to pękałam ze śmiechu, bo ten człowiek musiał mieć klapki na oczach jak mnie widział, ale z drugiej strony zrobiło mi sie jeszcze bardziej smutno, bo to wszystko powinien mówić o mnie Ł., mój Ł., którego kocham, a nie facet z którym nie widzę swojej przyszłości. Żal mi M. bo on nadal wierzy że jesteśmy dla siebie stworzeni a ja już go dawno skreśliłam. W każdym bądź razie nagle okazało się, że dla innych mężczyzn, bądź co bądź wspaniałych, jestem w jakimś stopniu zauważalna i traktowana jak z "górnej półki",a mój własny chłopak dziś znów mi mówi, że coś mu we mnie nie pasuje. Może mnie nie docenia?! Czasami na prawdę mam ochotę wyrzucic mu to wszystko w twarz, to że nie potrafi mnie w pełni zaakceptować taką jaka jestem, że nie jest przecież jedynym facetem na świecie, ale są inni którzy widza moją wartośc bardziej niż on... Ale potem spotykam sie z nim, całuję go i widzę, że jednak jest... Tak, on jest jedyny na świecie i zapominam już o czym chciałam mówić i nie ma już nic poza nami....