Dawno nic nie pisałam, nie myślałam. Byłam blisko śmierci, prawie się zabiłam. Wraz z wypływającą krwią z mojego nadgarsta czułam jak uchodzi ze mnie życie. To był ten moment. Moment, w którym wyszłam z wanny, uśmiechnęłam się do lustra i pomyślałam "Dziewczyno tak łatwo się poddajesz? Pokaż im, że jesteś silniejsza niż myślą!". Ta chwila była moim odbiciem się od dna. Od tamtego czasu ciągle walczę o szczęście. Zaczęłam od nowa, staram się wszystko sobie poukłać. Jedyne co nie daje mi spokoju i odbiera radość, a przynosi niepokój to właśnie ona. Kocham ją. Sprawia mi ból, jest bardzo egoistyczna, ale nie będę jej za to obwiniać. Najgorsza jest jej postawa "Skoro ja nie mogę być szczęśliwa to Ty też nie będziesz, jeśli moje marzenia się nie mogą spełnić Twoje też nie mają prawa się spełnić, ja mam trudniej więc Ci też nie może być łatwo" od niej zależy moje szczęście, a ona się tym bawi. Pomimo tego się podnoszę. Momentami jest naprawdę wspaniała, ale kiedy jest zła brak jej litości. To chyba na tyle, opisałam wszystko co ważne. Miłego dnia wszystkim:*
19 dni bez samookaleczania <3