Obudziłam się. Nie wiedziałam, która godzina. Więc postanowiłam znalęść moją walizkę, którą mój tata miał zostawić w moim pokoju. Zeszłam z łóżka i zaczęłam jej szukać. Znalazłam ją przy drzwiach do łazienki. Wybrałam jakąś bluzkę i dresy. W łazience wykonałam poranną toaletę, oraz się ubrałam. Wyszłam z łazienki i pościeliłam łóżko. Usiadłam na krześle od biurka. Jak na niewidomą dobrze sobie radze. Nie wiedziałam co robić, więc postanowiłam zejść na dół może już ktoś wstał. Nie zastanawiając się długo wstałam i poszłam w kierunku drzwi wyjściowych. Po chwili stałam już na korytarzu. Dotknęłam ściany i chciałam już iść wzdłuż niej gdy ktoś chwycił mnie za ramię. Już chciałam zacząć krzyczeć, gdy ten ktoś zatkał mi usta i się odezwał:
-Nie krzycz to ja Paul.-powiedział. A ja pokiwałam głową, że nie będę krzyczeć. Puścił mnie.
-Wystraszyłeś mnie.-powiedziałam.
-Sorka, nie chciałem. Chcesz iść na dół? Zaprowadzę cię.-zapytał Paul. Ja skinęłam głową na tak. Wziął mnie pod ramie i zaczął prowadzić wzdłuż korytarza, a potem po schodach.
-Idziemy do kuchni. Przygotuje ci śniadanie. Pewnie jesteś głodna.-powiedział i zaczął mnie prowadzić do kuchni. Paul był strasznie gorący jakby miał gorączkę. Posadził mnie na krześle. Był silny. Przez te lata pewnie dużo ćwiczył. A zresztą z tym:
-Paul gdzie wczoraj byłeś? Nie było cię w domu, kiedy przyjechaliśmy. Nie chce być wścibska, ale pytam tak z ciekawości.-zapytałam.
-Wczoraj byłem u Sama i Emili. I nie jesteś wścibska.-powiedział.
-Aha.
-Co chcesz na śniadanie?-zapytał po chwili.
-Obojętnie.-odpowiedziałam.
-W takim razie zrobię ci kanapki z serem i sałatą.-powiedział.
-Tak, jasne.-odpowiedziałam.
-Jak ci minęła podróż?-zapytał.
-Dobrze. Co u ciebie słychać? Masz gorączkę?-zapytałam.
-U mnie okej. I nie mam gorączki.Trzymaj kanapki.-odpowiedział. Chwile to mi zajęło, żeby chwycić ten talerz.
-Samacznego. Ja za chwile wrócę. Sieć w kuchni. Okej.-powiedział.
-Okej.-powiedziałam i usłyszałam jak wychodzi z kuchni. Zaczęłam jeść kanapkę, którą Paul mi przygotował. Kucharz to z niego marny, ale ma dobre chęci.
-Już jestem.-powiedział Paul.-Jak ci smakuje kanapka?-zapytał.
-Jest wspaniała.- skłamałam, żeby mu nie zrobić przykrości.
-A tak naprawdę jaka jest.-powiedział Paul. No nie czy to tak bardzo widać, że kłamię.
-Tak naprawdę to taka sobie.-uśmiechnęłam się do niego.
-Wiesz co, chce żebyś poznała moich kumpli. Co ty na to?-zapytał. Ja mam poznać jego kumpli. Dobra niech będzie. Nie chce siedzie cały czas w czterech ścianach.
-Tak, jasne. A kiedy?-zapytałam.
-Może jutro co ty na to?-zapytał.
-Tak. Mam czas.-odpowiedziałam. W tej chwili do kuchni weszli rodzice. Mama chce mnie zabrać dziś do swojej przyjaciółki Sue. Czemu nie. Już po południu wsiadłyśmy do auta i pojechałyśmy do tej Sue.
-Sue ma córkę Leah. Może się zaprzyjaźnicie jak myślisz?-powiedziała.
-Nie wiem.-odpowiedziałam. Resztę drogi jechałyśmy w milczeniu.
-Jesteśmy na miejscu. Wysiadaj tylko uważaj.-powiedziała mama i zatrzymała samochód. Ja wysiadłam z auta. Mama po chwili do mnie podeszła i wzięła mnie za rękę i poszłyśmy do ich domu. Przejście przez podwórko a potem ganek nie był trudny. Usłyszałam głos jakiejś kobiety to pewnie była ta Sue.
-Witaj Mirando, o to pewnie Sophie, ale ty wyrosłaś.-powiedziała Sue.
-Dzień dobry pani.-odpowiedziałam. Sue zaprosiła nas do środka. Weszłyśmy do środka. Pewnie do salony.
-Sophie zawołam Leah ona chętnie cię pozna.-powiedziała kobieta. I zaczęła wołać Leah. Już po chwili było słychać jak ktoś schodzi ze schodów.
-Co chciałaś?-zapytała dziewczyna.
-To Sophie zabierz ją do swojego pokoju.-dodała jeszcze przyciszony głosem, myśląc ,że ja nic nie słychać jak mówi do Leah.-Tylko uważaj Sophie jest niewidoma.
-Dobrze mamą.- I wzięła mnie za rękę i wyprowadziła z solanu, potem prowadziłam mnie po schodach.
-Pójdziemy do mojego pokoju.-powiedziałam Leah.
-Dobrze.-odpowiedziałam. I po chwili ona otworzyła jakieś drzwi i wprowadziła mnie do pokoju. I kazała mi usiąść na krześle, ona oczywiście pomogła mi znalęść to krzesło.Zamknęła drzwi. Ona jest tak samo gorąca jak Paul&.