Tak mi zimno i tak mi paskudnie.
Już pierwsza wejściówka zapowiedziana w pierwszy dzien drugiego semestru. Słucham Gojiry. Nałogowo. Chyba posiedzę jeszcze z godzinkę na kompie i poszukam jakiś nowości folkowych, bo, kurdeflak, dawno nic w tym kierunku nie robiłam. Praktycznie od początku studiów nie poznałam niczego nowego.
Moje zacięcie do czegokolwiek zostało zamienione na zacięcie do Warhammera. Przed snem myślę o makietach, rozpiskach, ciągle chce mi się grać.
Wczoraj zrobiłam we śnie epicki projekt warowni. Wiem, jak wszystko zrobić. Mam ochotę się teraz bawić jak dziecko; malować, konstruować, sklejać, przyczepiać i posypywać.
Chcę iść na jakiś koncert i chcę przeżyć coś nowego. Mam ochotę na pływanie po jeziorze żaglówką i rzeźbienie. Mam też ochotę spełnić się kulinarnie. Chcę uszyć sobie giezło II i napierdalać drewno.
Chcę przeczytać te 4 książki, które leżą na stole.
I mam ochotę mieć siebie tylko dla siebie i dla nikogo innego.
Z Zuzy, która wiecznie nie miała na nic ochoty i najchętniej siedziałaby w lesie i jarała szlugi w samotności...zrobił się potwór, który otwiera oczy na każde zawołanie budzika. Czasami czuję, jak padają mi baterie, a organizm chce cukrów i węglowodanów. Chce snu. Nie mogę spać w nocy...a jak już śnię, to mam realistyczne sny, które trudno jest skleić do kupy. Zaczęłam jeść dużo czekolady.
Myślę czasami o tym, co mogłoby się stać.
Wróć. Myślę o tym często. Dlaczego tyle zauważam, a nikt nie widzi, że to widzę? Jestem jakieś dziesięć razy bardziej spostrzegawcza niż kilka lat temu, moje obserwacje są dojrzalsze...ja sama jestem bardziej dojrzała.
Dlaczego, do diabła, nikt nie widzi, jak się ciągle dynamicznie rozwijam?
Zaczął mnie irytować hałas i głośny śmiech. Zawsze to mnie irytowało, ale teraz do tego stopnia, że mam ochotę uciec.
Chowam swoją elokwencję głęboko w kieszeń i jak lodołamacz idę przez wszystko, co mnie gnębi. Depczę problemy i skutecznie sobie z nimi radzę.
Coś jednak czasami nie daje mi spokoju i kiedy leżę zamknięta w ramionach B...wtedy to dochodzi do głosu. Nieracjonalny lęk, który nie wywodzi się ani z kompleksów, ani z mojej obecnej sytuacji, ani nawet z moich doświadczeń, co jest dziwne.
To psychoza, z którą nie mogę sobie poradzić od kiedy pamiętam. Nieracjonalne myślenie, z którego śmieję sie zawsze, gdy już jest po wszystkim. Nagły atak szału, zazdrości. Furia. Zew krwi, chęć śmierci (oczywiście swojej), tragiczne łzy i nieuzasadniony smutek, który z pizdy szatana się bierze. To jedyne moje zachowanie, którego nie rozumiem, pomimo, że odkrywam skutki i wiem, skąd on jest.
Coś, za co przeprosilabym każdą osobę, która miała nieszczęście to przeżyć. I która tego psychicznie nie wytrzymała.
Myślę tutaj właściwie o dwóch osobach, którym zrobiłam w życiu paskudną gemelajzę, mimo, że na to kompletnie nie zasługiwały. Poczucie winy wyparowało. Czasami odczuwam strach i głęboki smutek, że popełniłam tak koszmarne błędy...
Czy prawda jest taka, że tylko ja jestem uzależniona od ciebie, a ty ode mnie nie?
Nie jestem w stanie ci niczego zaproponować. Tylko siebie.
http://www.youtube.com/watch?v=vP3B7rDCkoI
PS Swaróg i trochę śniegu.
Inni zdjęcia: Ja patrusia1991gd;) patrusia1991gdNa moście patrusia1991gdMe locomotivOpole wswieciezdjecKiedyś w ogródeczku :) halinamSynuś nacka89cwa2025.07.29 photographymagicKrwawodziób slaw3001549 akcentova