nie ma to jak o 5 rano, zamiast iść spać jak wszyscy, zaczyna się śpiewać...
ale od początku...
tam jest jak zawsze magicznie i potem zawsze jest jakoś łatwiej
tylko jak zwykle założenia jak ma być, a stan faktyczny się jakoś tak nie zgrały
miało być tak jak w zeszłym roku w grudniu... pojałam prawie po to samo... znowu przemyśleć tą najważniejszą z ważnych sprawę... miało być... a skończyło się tym, że tamte kilka lipcowych dni, które momentami były nawet bardzo ciężkie, w tym momencie wydają się śmiesznie łatwe
pierwszy raz aż tak bardzo się rozkleiłam... nie wiedziałam, że łez może okazać się za mało. i ten krzyk gdzieś tam w środku.
w głowie 4 `obrazki`: ta notka, Pieśń nad Pieśniami przemieszana z I Listem do Koryntian, Ty i... kartka z jednym małym `KOCHAM CIĘ`, które tak bardzo chciałam napisać
to bolało. to naprawdę bolało. bardzo. bardziej niż bardzo.
dziękuję. za to `Oli uważaj` i całą calutką resztę :*
a potem jak już emocje trochę opadły
ten nieśmiały uśmiech... dziwne rozmowy... objadanie wszystkich z wszystkiego xD [nie ma to jak głodni studenci]
no i wesoły autobus w 3/4 złożony ze studentów
dziwne rozmowy o studiach
a jak prawie wszyscy poszli spać zaczęliśmy tak po prostu śpiewać...
`Czy ten pan i pani`, `Zegarmist światła`, trochę Perfeku, Kuśka Brothers, Lao Che, `Jolka, Jolka`, szczypta poezji śpiewanej i `Falling slowly` na specjalne życzenie jak już gardło całkiem odmówiło współpracy
taka mała rzecz, a cieszy... uspokoiła, doukładała wszystko w głowie
wczesno ranno-popołudniowe rozmowy [czas jest tu pojęciem bardzo względnym]
bo Przyjaciele są przecież zawsze na czas.